Wreszcie trochę ulgi po poprzednim tygodniu. Z dwóch powodów, po pierwsze, we Wrocławiu panowały niesamowite upały. Na niebie próżno było szukać choćby najmniejszej chmurki, na ziemie lał się istny żar. Żadnych nawet najmniejszych wietrzyków. Teraz przyszło dające ulgę cudowne ochłodzenie, z zimnym wiatrem. Po drugie, tydzień temu wróciłam z urlopu i było ciężko znowu zaadoptować się w pracy. Wreszcie mogę trochę odetchnąć. Chociaż dużo z tego nie będę miała, gdyż w przyszły piątek znowu wyjeżdżam nad morze... Fajnie mieć mamę, która jest... taka jak moja mama :) Czyli młoda duchem, wyluzowana, z poczuciem humoru, czasem zwariowana :) Czasami wręcz nie wygląda na moją mamę (tak młodo!). No i mama mnie postanowiła wziąć nad morze :) Koleżanki, którym opowiadałam o tym patrzyły różnie, jedne z zazdrością a inne, że mam nadopiekuńczą mamę:) Pech chciał, że akurat wiem, że ich mamy mają je w głębokim poważaniu :) Tak, uważam :) A moja mnie nie ma, ponieważ przyjeżdża często, wtedy wychodzimy na zakupy, a później do późna w nocy gadamy, gadamy i jeszcze raz gadamy :)
Jest zatem niedzielny ranek (no dobra, południe) a ja sobie siedzę sama w domu, piję moje najukochańsze cappuccino z milką i jem ulubione śniadanie (proste: bułka z dżemem). Łukasz wybył na zakupy, później pójdzie na siłownie. Ja będę mogła trochę posprzątać i poduczyć się aparatu. No właśnie, postanowiłam ostatnio nie kupować ciuchów i raz na jakiś czas kupić coś bardziej wartościowego. I stało się, spełniło moje marzenie.... piękna, super, mająca wszystko lustrzanka :) Dzięki moim oszczędnością, dobrej passie finansowej w pracy, mogłam zamknąć "ryjka" durnemu sprzedawcy w Saturnie mówiąc "płacę gotówką" (chciał mnie wysłać chyba już na raty).
Skończyłam wczoraj czytać świetną książkę "Greywalker". Przez nią nie potrafiłam nic innego robić, mój aparat leżał samotnie na stole, w domu powstał niezły nieład, bo ja nie potrafiłam się oderwać od książki. Coraz częściej mi się to zdarza (wracam do starych przyzwyczajeń). Od wakacji przeczytałam już sporo książek (które teraz walają się po domu i nie mam ich gdzie upchać). Mam już kupioną kolejną, ale obiecałam sobie, że nie tknę jej aż do wyjazdu. Muszę (!) się nauczyć przynajmniej podstawowej obsługi mojego aparatu, gdyż chcę go zabrać nad morze. Ale dla pewności zabiorę jeszcze zwykłą cyfrówkę :) Oki, śniadanie prawie skończone, częścią dżemu z bułki pobrudziłam klawiaturę, więc koniec pisania na dziś. Wkleję kilka aktualnych i zaległych zdjęć :)
Sesja zdjeciowa w wykonaniu Łukasza na wieży widokowej w Orłowie.
Najlepsze pomysły na prezenty świąteczne.
2 years ago
nie "Kolibach" tylko "Kolibkach"
ReplyDeletew Kolibach.
ReplyDelete