Rano pięknie świeciło słońce, długo nie mogliśmy się zdecydować, gdzie spędzić tę część dnia. W końcu padło, że pójdziemy na piechotę do Sopotu. Część drogi przebyliśmy leśną drogą biegnącą wzdłuż plaży, a resztę brzegiem morza. Trafiliśmy do ciekawego miejsca - Kolib. Była to wydzielona plaża zrobiona w karaibskim stylu. Bar z krzesłami pod słomianym dachem, ze sznurków, słomy i drewna, mnóstwem palm, drewnianych, stylowych leżaków, łóżek i hamaków, molem, parkietem do tańca.. słowem wszystkim, co mogło sprawiać, że będąc tam, zapominało się o tym, że się jest nad Bałtykiem. Zatrzymaliśmy się na mrożony sok, następnie poszliśmy dalej do Sopotu. W Sopocie Łukasz odkrył outlet duńskich ubrań... w którym zdobyłam ciekawą bluzkę. Później udaliśmy się do Gdańska, w którym złapał nas deszcz. Poszliśmy do restauracji, w której jedliśmy rok temu obiad.. Dalej była i jedzenie wciąż było smaczne :) Niestety by móc rozkoszować się tamtejszymi daniami musieliśmy w deszczu przejść z PKP aż na drugą stronę Motławy. Później poszliśmy na spacer główną ulicą Gdańska. Po przyjedzie do Orłowa, zostawiwszy rzeczy w domu, poszliśmy na molo i do "naszej" knajpki.
Najlepsze pomysły na prezenty świąteczne.
1 year ago
No comments:
Post a Comment
Note: Only a member of this blog may post a comment.