Po długiej przerwie znów się zgłaszam :) Jak widać po moim opisie w profilu dotarłam już do Niemiec.
Pierwszy dzień naszej podróży był fatalny. Dwa dni przed wyjazdem "pozbyliśmy" się większości rzeczy. Dojadą później. Zostały mniej-więcej te najbardziej ważne. W niedziele wieczorem dokonaliśmy ostatecznego pakowania i nic nie świadomi położyliśmy się spać. W poniedziałek rano doznaliśmy szoku. Wszystko było pokryte kilku centymetrową warstwą śniegu. W tym parking i nasze auto. Zamiast prostego zniesienia wszystkich rzeczy w okolice auta i spróbowanie kilku kombinacji efektywnego włożenia bagaży, mąż mój musiał znosić każdą rzecz z osobna i wkładać do bagażnika. Niestety kładzenie kartonów i innych rzeczy na śnieg nie wchodziło w grę. Efekt był opłakany. Rzeczy zostały włożone w mało przemyślany sposób i straciliśmy wiele godzin. Później doszło końcowe sprzątanie mieszkania i pójście na szybkie jedzenie. W efekcie zamiast w okolicach 12 wyjechaliśmy o 16. W godzinach szczytu. Ci co mieszkają we Wrocławiu, wiedzą co znaczy droga w kierunku autostrady po 15. W całej tej nerwówce zostawiliśmy kilka rzeczy (niezbyt, na szczęście, cennych) oraz z braku miejsca szynszyle straciły fajną klatkę. Na razie są w takiej małej ale intensywnie szukamy większej. Gdy po około dwóch godzinach wyjazdu z miasta trafiliśmy na autostradę zaczęliśmy się cieszyć, że na szczęście to już koniec. Plan był taki. Mniej-więcej w połowie drogi między Wrocławiem a Kolonią jest Jena. Tam zamówiliśmy sobie nocleg. Nie mieliśmy ochoty na wielogodzinną przejażdżkę. Wygodniej to i bezpieczniej. Niestety, 30 km od Wrocławia byliśmy zmuszeni do zatrzymania się wraz z innymi samochodami. Utknęliśmy. Okazało się, że (przepraszam za wyrażenie) debil-kierowca-tira postanowił sobie wyprzedzić innego tira. Efekt był taki, że wszyscy utknęli na ok 2 godziny na autostradzie. My na szczęście mieliśmy laptopa i nagranych kilka odcinków Herosów, dzięki czemu czas minął szybko. Jednak jazda była okropna. Autostrada była pokryta cała śniegiem i lodem. Było ślisko i padał śnieg. Jazda była okropną udręką. Mimo zimowych opon momentami ślizgaliśmy się jak na lodowisko. Gdy o mało nie wpadł na nas ogromny tir stwierdziliśmy, że dość. Jednym z ważniejszych planów tego dnia było dotarcie do niemieckiej części Zgorzelca i wykupienie ubezpieczenia ADAC (świetna sprawa, szkoda, że nie ma czegoś takiego w Polsce). Niestety wiedzieliśmy, że nie ma szans by tam zdążyć już we Wrocławiu. Naszą wycieczkę tego dnia zakończyliśmy w Bolesławcu. Znaleźliśmy przypadkiem świetny pensjonat. Było nam już wszystko jedno gdzie i jak, a tu taka niespodzianka. Skorzystam z okazji i polecę każdemu, kto będzie szukał noclegu w Bolesławcu lub okolicach Czerwony Mak. Pani która go prowadzi jest niesamowicie miła, miejsce przecudownie urządzone, pokoje gustowne. Każdy z łazienką, ogólnie dostępna kuchnia. Naprawdę wywarło to miejsce na mnie duże wrażenie. Gdyby ktoś była zainteresowany, dodaję linka: http://czerwonymak-kruszyn.e-meteor.pl/
Rano wstaliśmy i pojechaliśmy do Zgorzelca kupić ubezpieczenie ADAC. Ubezpieczenie polega na tym, że wykupuje się je na daną osobę. Mój mąż zapłacił 80 euro. Doubezpieczając mnie zapłacił 20 euro więcej. Dzięki temu cokolwiek, w jakimkolwiek aucie by nam się stało zawsze mogliśmy oczekiwać pomocy. Ktoś by przyjechał z lawetą, przywiózł zastępcze auto, ewentualnie zawiózł do szpitala i pokrył koszty leczenia. Każda naprawa w przypadku nieszczęśliwego zdarzenia jest za darmo. Woleliśmy to wykupić szczególnie, że nasze auto jest już dość stare i nieraz potrafiło zaskakiwać :) Wyznaczyliśmy sobie nowy środek trasy: Erfurt. Gdy jednak wjechaliśmy ze ślizgawki A4 w Polsce na A4 w Niemczech oczy zrobiły nam się jak dwa spodki. Niemcy również były całe we śniegu, ale ich część autostrady suchutka.... W efekecie pokonaliśmy całą trasę aż do Kolonii. Jako dowód wklejam poniższe zdjęcia.
Wczoraj pojechaliśmy do centrum. Ucieszył mnie akt, że jest tam kilka głównych ulic, wzdłóż których były chyba wszystkie znane sklepy. Naliczyłam 4 H&M na jednej ulicy, i 3 C&A :) Zawsze mnie denerwowało, że gdy chciałam podejść do 2 - 3 sklepów musiałam jechać do jakiegoś zamkniętego centrum handlowego. Tutaj od wiosny może przejść się na spacer, na świeżym powietrzu i przy okazji wejść do sklepów bądź pooglądać tylko wystawy.
Byłam również na chwilę na Jarmarku Bożonarodzeniowym, a raczej na dwóch. Podobno jest ich w Kolonii aż 6 (lub więcej).
Będąc w centrum niecałe 3 godziny zdążyłam zauważyć parę różnic. W Polsce (a przynajmniej we Wrocławiu) każdy wygląda jak klon drugiego. Ludzie są poubierani tak samo. Ten sam styl jest modny i wszyscy tak wygląają. Tam byłą niesamowita różnorodność. Niemal każdy człowiek ubrany był na swój własny sposób. I wreszcie mogłam pooglądać ciekawie ubranych mężczyzn, którzy nie boją się kombinować z modą :) Fajne wrażenie. Zwróciłam uwagę, że jedna rzecz się pojawiała bardzo często. Bardzo dużo ludzi (żeby nie powiedzieć 'większość') nosi buty w stylu Emu.
Nie znalazam ani jednego śmicia na ulicy :) Wszystko jest czyściutkie. Wszędzie widziałam policję, która jeździła bądź spacerowała po ulicach pilnując porządku.
Mimo, że na trawnikach jest sporo śniegu to chodniki i jezdnie są suchutkie.
Miałam okazję wejść do TK MAxxa. We Wrocławiu miałam spory problem dostać się do wszelkiego towaru. Wszędzie było pełno ludzi niemal wyrywając sobie ubrania z rąk. Obejrzenie kozaków graniczyło z cudem. Wszystko tam przypominało otwarcie saturna w pierwszy dzień przecen. Tu było troszkę inaczej. Przy półkach mało ludzi, można było sobie spokojnie wszystko obejrzeć :)
No i minusem są trochę ceny. Jeśli chodzi o jedzenie to kosztuje podobnie. Ale bilet miesięczny na metro kosztuje 50 euro :(
I na koniec: nigdy nie znosiłam kołaczyków, słodkich bułek, pączków itp. Tutaj przez przypadek spróbowałam ich cukierniczych wyrobów. Teraz nie mogę się powstrzymać się by przynajmniej jeden dziennie kupić :)
Wklejam troszkę zdjęć. Wybaczcie proszę jakość ale robiłam je kompaktem w ruchu. Postaram się wyjść jeszcze z lustrzanką :) Narazie jest strasznie zimno i jakoś nie mogę się zmusić by w ogóle wyjść.
Och.. zazdroszczę takiej wycieczki :)
ReplyDeletewitaj w Köln
ReplyDeleteSłoneczko. przeczytałam co napisałaś i się zgadzam w stu procentach. życzę Ci miłego tam pobytu. śliczne zdjęcia. i czekam na nowe zestawy już stamtąd :):)
ReplyDeletebuziaczki Kochanie :)*
Podroz z przygodami, bedziesz miala co wspominac :) Przez Niemcy jedzie sie bardzo wygodnie, ja raz jechalam ponad 1000km jednego dnia, bez koniecznosci wstawania o swicie, z dwoma przerwami (w tym jedna dluga na obiad i zabawe) i wieczorem dojechalam do Sz-na calkiem na chodzie. Po drodze sprawdzilam tez ze autko rozpedza sie do 185km/h, na wiecej mi Ksiaze Malzonek nie pozwolil ;)
ReplyDeleteKiedys mi brakowalo wlasnie takiej wiekszej ulicy handlowej w Szczecinie, wlasnie zeby wyjsc i miec kilkanascie sklepow rzedem, bez koniecznosci zrobienia kilku kilometrow. Teraz doceniam urok centrow handlowych, szczegolnie tych podmiejskich, jak juz musze na zakupy, to lubie miec wszystko w jednym miejscu, a na spacer ide do lasu.
Mam do Ciebie prosbe, jezeli nie sprawi Ci to problemu, to moglabys w postach podawac cene orientacyjna po polsku, obok tej oryginalnej w euro? Ja wiem ze wiekszosci ludzi to nie robi roznicy, ale dla mnie euro to nieznana waluta, dolar tez, i wciaz mi sie myli ktore ile kosztuje. I z kontekstu rozumiem ze 50E to sporo, ale dokladnie ile, to juz nie. Jak dla mnie ceny w euro brzmia tak przyjemnie nisko, dopiero po przeliczeniu przestaja mi sie podobac ;)
Piękna katedra i te światełka!
ReplyDeleteOooo rany, ale przeprawy :/
ReplyDeleteSzczęście, że jednak cali dotarliście. Fajnie, że napisałaś bo się martwiłam trochę jak Wam się ten wyjazd udał...
Teraz będzie już tylko coraz lepiej :)
Hand made - to nie wycieczka tylko przeprowadzka :)
ReplyDeletemiami - miło, że ktoś jeszcze tu jest :)
Kamila - dziękuję, wkrótce będzie nowy post :)
Mrs_L - no to nie zazdroszczę tylu kilometrów w jeden dzień. Ja też lubię iść na spacer do lasu. Ale czasami chcę pogodzić spacer z kupnem jakiegoś drobiazgu z poprzyglądaniem się ludziom i z napiciem się dobrej kawy :) Do tego służą coraz bardziej zapominane w Polsce ulice handlowe. Oczywiście, że mogę pisać przelicznik. Obecnie 50 euro to ok 210 zł. I tu małe sprostowanie: bilet miesięczny jest na wszelką komunikację, nie tylko metro.
Ola - na żywo jest tysiąc razy ładniejsze
Koliberka - dziękuję to strasznie miłe, co napisałaś :)
Pamietam moje odwiedziny u Cioci w Trier (nie chce tu strzelic gafy, ale z tego co kojarze to chyba tez zachodnie Niemcy), ach, spodobało mi się tam, chetnie bym tam jeszcze pojechala :)
ReplyDeleteA spodnica z poprzedniego posta jest PIEKNA *_* Tez taka chcee! :)
pozdrawiam:)