Drugiego dnia postanowiliśmy pobyć trochę poza ścisłym centrum. Chcieliśmy zobaczyć irlandzkie plaże i klify. Miejsca, które wybraliśmy są idealnie po przeciwnych stronach centrum miasta. Jako plaże wybraliśmy Bray, natomiast w celu zwiedzenia klifów wybraliśmy się do Howth. Nie za bardzo wiedzieliśmy tylko jaki bilet na DART (Irish Rail) będzie dla nas najbardziej opłacalny. W tym celu podeszliśmy do okienka informacji już na dworcu. Zadaliśmy panu w nim przebywającym kilka pytań, m.in. co będzie dla nas tańsze, bilet dzienny, czy wycieczka z centrum do Bray, następnie do Howth i z powrotem do centrum. Pan kazał zaczekać, wziął wszystkie swoje papiery i wyszedł do nas! Pokazał nam cenniki, następnie poszedł do automatów, w których sprzedaje się bilety i pokazał jak to działa i jak można sprawdzić ceny. Wyszło na to, że bardziej opłaca się dzienny. Potem na chwilę nas przeprosił, poszedł do kolegi w okienku, chwilę porozmawiali wrócił i powiedział, że jest taka opcja jak Rumble Ticket dla dwóch osób za 10 euro. Tym biletem możemy w dwójkę jeździć cały dzień ich kolejami bez względu na przejeżdżane strefy Dublina. Miło :)
To, co zauważyłam, to w Irlandii nie ma czegoś takiego jak rozkład jazdy. U nas jest napisane, o której przyjeżdża dany pojazd, jakie są jego kolejne przystanki itp. Tam tego nie ma. Przychodzi się i się czeka :) Na szczęście przynajmniej na stacjach jest napisane za ile coś będzie. Pociąg podjechał w ciągu 15 minut. Początkowo jechaliśmy przez nudniejsze miejsca Dublina, aż w końcu wzdłuż morza i plaż. Ale jakie to były plaże! Nie tam zwykłe z piasku. Piękne kamienne plaże z momentami mocno wysuniętymi kawałkami kamieni w morze. Jak z filmów, czy obrazków. Na Bray pochodziliśmy trochę po piaszczysto-kamienistej plaży. Wiał przyjemny chłodny wiatr, ludzie spacerowali wzdłuż brzegów bądź relaksowali się siedząc nieopodal linii wody patrząc w dal. Znaleźliśmy niewielką górę usypaną z kamieni tworzących coś na kształt maleńkiej zatoki. Powygrzewaliśmy się trochę korzystając z ciepłych kamieni. Akurat był odpływ więc na spodniej ich stronie poprzyczepiane były ciekawe muszelki. Później udaliśmy się do naszego pierwszego irlandzkiego pubu. Tam spróbowałam kawy po irlandzku. Podobno była to kawa z whiskey, ale na mój gust była to whiskey z kawą :) Następnie udaliśmy się na dworzec kolejowy. W oczekiwaniu na pociąg odkryłam ciekawą informację od kolei do podróżujących. Mianowicie informowała ona o tym, że nowy rozkład jazdy właśnie jest tworzony i proszą ludzi o sugestię jak chcieliby by pociągi kursowały. Niewiarygodne :)
Podróż do Howth ciągnęła się niemiłosiernie, ale w końcu się udało. Po wyjściu ze stacji i przejściu kilku kroków naszym oczom okazał się przepiękny port małych jachtów. Po krótkiej przerwie na obiad wyruszyliśmy na klif. Howth jest półwyspem, który można obejść i wrócić w miejsce, z którego się wyruszyło. Niestety myśmy byli już trochę zbyt późno i niebezpiecznie było się poruszać nocą po klifach. Szczególnie, że trasy po klifach były już szlakami i były oznaczone jako dość trudne. My doszliśmy i tak dość daleko i wysoko. Trafiliśmy na zachód słońca. Prawie na końcu jednego z klifów wyciągnęliśmy nasze "siedzisko". Usadowiliśmy się wygodnie, puściliśmy z telefonu cichutko muzykę irlandzką i chłonęliśmy widok. Zachodzące słońce, spokojne morze, port, wyspy, zieleń na klifie... Niesamowicie. Nigdy nie widziałam piękniejszego widoku. Dobrze było te momenty spędzić z ukochaną osobą. Gdy słońce było już tuż nad horyzontem postanowiliśmy wrócić z powrotem. Szło się bardzo przyjemnie. Przy pierwszej części trasy na klif przechodziło się obok domów szczęśliwców, którzy widzieli ten widok zaraz po przebudzeniu się rano. Oczywiście nie zabrakło irlandzkich murków. W porcie zjedliśmy małą kolację i pojechaliśmy do hotelu. Fotorelacja poniżej.
ZOBACZ ZDJĘCIA:
Widok z kolejki DART.
Jeszcze jeden widok z kolejki DART.
Pierwszy napotkany krzyż celtycki.
Plaża w Bray.
Ja, uradowana, na plaży w Bray.
Kamienie, na których leżeliśmy i podziwialiśmy Bray.
Oto dowód :)
Widok z drugiej strony.
Mały porcik.
Spacer wzdłuż portu.
Po drodze spotkaliśmy stado głodnych łabędzi.
Czy takim oczom można czegokolwiek odmówić? Oddałabym mu moją ostatnią kanapkę, gdybym jakąś w ogóle posiadała.
Kilka zdjęć z pubu. Niestety nazwy nie pamiętam.
Najokropniejsze, co kiedykolwiek piłam. Whiskey z kawą.
Dworzec kolejowy w Bray.
Ostatnie zdjęcie przed wejściem do pociągu. Kierunek: Howth.
Port w Howth.
W drodze na klify.
Droga powrotna.
Są ludzie, którzy mieszkają z takim widokiem...
Port po zachodzie słońca.
Urokliwe miejsca :)
ReplyDeleteTwój blog ma świetny klimat, dlatego lubię tu zaglądać :)
ReplyDeletePlaża cudowna!
ReplyDeleteTa tuniczka wygląda idealnie do trampek, a myślę, że tamta wczorajsza by się trochę gryzła właśnie ze wzglęgu na większą majestatyczność :):):) Tak więc, potwierdzają się moje słowa :)
ReplyDeleteBoskie widoki, szczególnie wybrzeże i te zielone wzgórza...
ReplyDeletecoraz bardziej podoba się mi twój pomysł na łączenie biżuterii z szalami :)
ReplyDeleteOoo, też byłam w Bray! Niestety, nie mam takich pięknych zdjęć, nie miałam jeszcze wtedy aparatu, a bart tylko aparat w telefonie :).
ReplyDeleteEch, wróciłabym tam :).
Ale pięknie! od razu mi się przypomniała moja wycieczka do Irlandii, jak tam jest zieloono!! :)
ReplyDeleteBardzo mi się podobają trampki w tym zestawie i torba :)
Oglądając zdjęcia rozmarzyłam się:)
ReplyDeletepięknie tam i bardzo urokliwe te widoki :) może kiedyś..
ReplyDeletepoza tym, jest cos dlugiego na szyi i jest git :))
Świetne zdjęcia i BARDZO podobasz mi się w tej sukience razem z szalami... Ostre kolory + deseń + czerń = rewelacja:)
ReplyDeleteAle Ci zazdroszczę:(
ReplyDeleteW bray trzeba było sie wybrac na tą góre przed Wami. na trasie znajduje sie tez Dun laoghaire, ktore warto bylo zobaczyc!
ReplyDeletemieszkalam kilka lat w dubinie :)
Świetne zdjęcia! Cudne widoki. :) Zazdroszczę.
ReplyDeleteA co do stylizacji, to podoba mi się tunika, zamieniłabym tylko te trampki na jakieś fajne, urocze balerinki. ;) Albo krótkie gladiatorki.