Das Kleid habe ich euch schon am Dezember
(hier) gezeigt. Nur damals musste ich eine wärmere Strickjacke und dicke Strumpfhosen dazu tragen. Mir wird schon an diesem Gedanken ganz übel Ich mag das Kleid mit Sommeraccessoires viel mehr :) Aber ist das nicht herrlich, dass es jetzt so warm ist und wir nur wenige Minuten brauchen um uns was anzuziehen? Am Winter mag ich das nicht, dass ich immer wieder neue Schichten auf mich legen muss damit ich nicht erfriere. Schade das der Sommer nicht das ganze Jahr dauern kann :)
Das letzte mal habe ich über einen Wechsel meiner Haarfarbe geschrieben. Nun ja, ich kann euch hiermit erkundigen, dass ich eine neue jetzt habe. Natürlich sieht man das nicht auf den Fotos weil die von ein Paar Tagen her stammen. Weil meine natürliche Haarfarbe nie gefallen hat (etwas zwischen grau und braun) muss ich schon seit Jahren mein Haar färben. Ich glaube ich hatte schon jegliche Farben auf meinem Kopf (von Blond bis zu Pechschwarz). Ich hatte sogar rote Haare. Naja, seit da an haben meine Haarprobleme wirklich angefangen. Ich hatte sehr helles blondes Haar. In einer Serie, die ich mir regulär angeschaut habe spielte eine Schauspielerin die wundervolles Kastanienhaar hatte. Und ich wollte auch so aussehen. Ohne viel nachzudenken bin ich in eine Drogerie gegangen und hab mir von Loreal Casting eine Kastanienfarbene Haarfarbe gekauft. Ich habe sie auf mein hellblondes Haar aufgetragen und gewartet. Nach der entsprechenden Laufzeit habe ich es abgespült, geföhnt und... konnte meinen Augen nicht glauben als ich in den Spiegel blickte. Ich war rot! Rost-rot! Das sah so schrecklich aus. Wir waren an diesem Abend mit meines Mannes Schwester verabredet. Ich schämte mich so sehr, dass ich zu Hause blieb. Am morgen habe ich meinen Mann zu Rossmann nach einer neuen Farbe geschickt. Ich wollte wieder blond, bekam er und habe es wieder (nach einem Tag) wieder aufgetragen. Das Resultat hat meine Erwartungen weit übertroffen... wen ich mich so ausdrücken darf... Mein Haar war Pechschwarz. Das hätte ich nie gedacht. Aber es war total strapaziert. Es sah wie Heu aus. Damit es so nicht aussah habe ich es jeden Tag mit dem Glätteisen geglättet. Und jeden Abend geföhnt.. Das waren die schlimmsten Dinge die ich meinem Haar nur antun konnte aber das wusste ich damals nicht... Erst später habe ich recherchiert was ich machen soll damit meine Haare wie Haare aussehen. Ich habe das Glätteisen und den Föhn aufgehört zu benutzen, statt glatte Haare zu tragen habe ich meine Wellen akzeptiert. Durch einige Zeit habe ich jeden Tag für eine Stunden vor dem Waschen unrafiniertes Kokosöl in die Längen und Spitzen reinmassiert. Dann gab es noch ein Moment wo ich sie nur mit Spüllungen gewaschen habe (hat ihnen auch super geholfen) und jetzt benutze ich den Föhn und das Glätteisen immer nicht mehr. Und (so wie alle mit welligem oder lockigem Haar es tun sollten) kämme ich es nur wenn es nass ist, bei trockenen nicht (das lässt das Haar furchtbar brechen). Aber es blieb noch ein Problem, die Haarfärbung.. Nach jeder solchen Haarfärbung konnte für ein Paar Tage mein Haar nicht zu sich kommen. Egal ob beim Friseur oder zu Hause, mit super Spüllungen danach.. es sah immer schrecklich aus. Letztens habe ich Farben auf Pflanzenbasis entdeckt. Das letzte mal waren es Farben von Sante (bei DM erhältlich) und heute Henna (bei Müller). Klar ist der Auffand viel größer und statt 20 Minuten muss man das eine (Henna) bis zwei (Sante) Stunden auf dem Kopf tragen und es gibt immer viel Arbeit dabei (mein lieber Mann hilft mir immer dabei - er macht die Mischungen und später räumt das Bad auf - danke Schatzi :*) aber es lohnt sich wirklich. Meine Haare sind nicht nur gesund gefärbt sondern bekommen auch einen gewissen Kick. Sie sind geschmeidiger, lassen sich super Kämmen und sehen wirklich gesund aus. Dazu kommt noch der natürliche Effekt (ich mag diese Haarfarben nicht wo man erkennt, dass es künstlich gefärbt ist, weil niemand mit solchen Haaren geboren wird) und es gibt diesen roten Reflex, denn ich sehr nicht mag, nicht. Vielleicht kann ich deswegen meine Haare heller haben aber das stört mich gar nicht, weil ich mich in dunklerem Haar wirklich mag :) Habt ihr schon Erfahrung mit solchen Farben gemacht?
P.S. Und ich meine nicht, dass ich jetzt super gesundes Haar habe. Ich habe es viel gesunder wenn ich es mit dem vor ein Paar Jahren vergleiche.
Sukienkę pokazywałam w grudniu (
tu), wtedy niestety towarzyszył jej cieplejszy sweterek i grube rajstopy. Ta odsłona podoba mi się znacznie bardziej, a raczej jest dla mnie o wiele, wiele przyjemniejsza. Jedną z rzeczy, które najbardziej lubię późną wiosną i latem to możliwość, że ubranie się do wyjścia zajmuje kilka minut. Nie trzeba wkładać na siebie mnóstwa warstw... Szkoda, że lato nie może trwać cały rok :)
Ostatnio pisałam o zmianie koloru włosów. Na tych zdjęciach tego oczywiście nie widać, bo są ciut starsze ale mam już nowy :) Ponieważ mój naturalny kolor włosów absolutnie mi się nie podoba (zawsze mi się kojarzył z takim szaro brązowym) muszę niestety sięgać po różne specyfiki, które go mniej lub bardziej zmieniają. Czytelnik, który śledzi mojego bloga od dłuższego czasu na pewno zauważył, że przechodziłam przez wszystkie możliwe kolory włosów od bardzo jasnego blondu do kruczoczarnych. Miałam nawet moment, w których byłam całkowicie ruda ale nie pokazywałam tego tutaj. Może kiedyś :) W każdym razie jedno ciągle było pewne: każda farba bezlitośnie niszczyła moje włosy. Na początku chodziłam do fryzjerów, takich, którzy używali dobrych farb, dobrych odżywek ale nic z tego. Chyba momentem kulminacyjnym była właśnie ta ruda fryzura. Pamiętam, że przez jakiś dłuższy czas miał blond włosy i chyba powoli zaczęło mi się to nudzić. W sumie mam taką głupią cechę, że gdy osiągnę/zdobędę (cokolwiek) coś fajnego to po jakimś czasie chce to mieć jeszcze lepsze (w sensie znajdę np. fajny krem do twarzy to nie mam go do końca życia tylko szukam, czy coś nie będzie czasem jeszcze lepsze). No i tak miałam z tymi włosami. Pamiętam, że leciał wtedy w telewizji serial "Teraz albo nigdy", a ja przeraźliwie zazdrościłam Marcie Żmudzie-Trzebiatowskiej jej kasztanowych włosów. Nie wiem dlaczego ale wbiłam sobie do głowy, że skoro jej pasują to mnie też muszą (whyyyy?). No i poszłam wtedy do Superpharmu i pełna nadziei w sercu sięgnęłam po Loreal Casting w kolorze kasztana (czy jakoś tak). Po wysuszeniu włosów miast pięknych kasztanowych loków zobaczyłam w lustrze totalną wiewiórę. Niczym rodowita obywatelka Irlandii! To było straszne. Pamiętam, że tamtego wieczoru byliśmy zaproszeni do siostry mojego męża, a ja cała przerażona stwierdziłam, że nigdzie się nie ruszam! Jeśli myślicie, że na tym koniec, to nie. Mało tego, posunęłam się o krok dalej. Zamiast poczekać aż ta cała farba się zmyje (wszak Casting jest do iluś myć - tego wtedy nie wiedziałam) - wygoniłam męża do pobliskiego Rossmanna po najbardziej blond farbę, którą jeszcze tego samego wieczoru (czyli dzień po nałożeniu kasztanowej) nałożyłam sobie na włosy. Nie mam pojęcia, co ja sobie wtedy myślałam. Ale efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Po wysuszeniu włosów stałam z karpiem na twarzy dobre 10 minut i gapiłam się w lustrze na swoje odbicie. Moje włosy były czarne. Do dzisiaj nie udało mi się rozkminić jakim cudem to mi się udało... W każdym razie moje włosy wyglądały jak siano. W ogóle wtedy, nie wiem dlaczego, ale moje naturalnie falowane włosy wydawały mi się czym strasznym i uważałam, że jedyną rzeczą, która pozwoli mi wyglądać jak człowiek jest prostowanie ich, dzięki temu nie było widać jak bardzo są suche. Dzień w dzień, brałam prostownice i mordowałam każdy centymetr moich włosów. Brrrr do dzisiaj mnie wzdryga na tę myśl. Oczywiście musiałam je myć codziennie i przed każdym pójściem spać.. suszenie. Oczywiście kupiłam sobie prostownicę, która miała jakiś specjalny materiał oraz najlepszą suszarkę jonizującą jaką tylko znalazłam ale to tak naprawdę nie pomogło. Pomogło, że w końcu uświadomiłam sobie, że falowane włosy też są okej. Przestałam w ogóle używać suszarki i prostownicy. Miast tego wcierałam w nie różne odzywki, które bardzo powoli je jakoś ratowały. Ale przyznam, że doprowadzenie ich do w miarę jako takiego stanu zajęło mi dobre 2 - 3 lata. Dużo pomogło mi olejowanie ich, a później był okres kiedy myłam je tylko odżywką (cudownie odżyły) i.. co najważniejsze dla osób, które mają falowane lub kręcone włosy - rozczesywałam je tylko jak były mokre. Czesanie suchych włosów strasznie je łamało. Niestety każdy wysiłek uratowania ich szedł na marne, gdy nadszedł czas farbowania... Zawsze przez kilka dni musiałam je reanimować, by powróciły do poprzedniego stanu. Do momentu, do którego nie odkryłam farb ziołowych i henny. Przyznam, że nakładanie jest problematyczne (ale mocno mi pomaga mąż - przyrządza mi te farby, a potem sprząta całą łazienkę - dziękuję kochanie :*) ale dla mnie naprawdę się sprawdza. Nie dość, że włosy dostają po tym kopa odżywczego, cudownie się rozczesują to jeszcze mają nowy kolor i są fajne w dotyku. Być może nie będę mogła ich rozjaśnić, ale to naprawdę mi nie przeszkadza, gdyż nie chcę mieć jaśniejszych włosów. Dodatkowo roślinne farby koloryzują na naprawdę bardzo naturalne kolory (nie ma nic gorszego niż kolory włosów, których normalnie natura ludziom nie daje) i przy ciemnych włosach nie ma tych okropnych rudawych połysków :) Nie mam pojęcia czemu mnie naszło na takie rozważania na temat włosów, ale może przyda to się osobom, które czasami podpowiadają mi bym rozjaśniła sobie włosy. Odpowiedź, jak na razie, mam tylko jedną: no way! :)
P.S. Nie twierdzę, że mam piękne włosy i każdy powinien dążyć do takiego ideału. Twierdzę, że to, co mam teraz w porównaniu do moich włosów 3 lata temu to niebo, a ziemia :)
Sukienka / Kleid - C&A
Torebka / Tasche - F&F
Buty / Schuhe - Remonte
Zegarek / Uhr - Fossil