Showing posts with label Siegburg. Show all posts

Showing posts with label Siegburg. Show all posts

My first trip to Siegburg

Deutsch Der letzte Samstag sollte eigentlich ein ganz ruhiger Samstag werden. Wir hatten sogar die Hoffnung das Wetter würde uns ein kleines Grillen ermöglichen, leider nichts der gleichen. Am Vormittag hatte mein Mann plötzlich eine Anzeige, wo jemand ein Haus vermieten wollte gefunden. Er hat dort angerufen und wir sollten in 2 Stunden eine Besichtigung haben. Ich habe mir schnell irgendetwas angezogen, etwas war mehr oder weniger wie Make-Up aussah gemacht und wir sind losgefahren. Das Haus war auf einem steifen Berg, dort rauffahren  (und dann wieder ab) war kein   Vergnügen. Die Straße was sehr schmal und definitiv keine Einbahnstraße. Ich muss zugeben, dass die Sicht von ganz oben wunderschön war. Mann kann einen Teil davon auf dem ersten Bild, hinter mir sehen. Doch das wars. Der Rest war leider nicht mehr so überzeugend. Es stellte sich heraus, dass der Vermieter unsere direkter Nachbar sein sollte, was ich nicht so toll fand. Ich habe absolut gar nichts gegen Nachbarn, aber gegen Nachbarn die Vermieter sind - schon. Ich stelle mir vor, das bei dem kleinstem Krach sie kommen und fragen was los sei. Nein, danke. Das Haus war klein, eng und irgendwie ungeheuerlich. Ich glaube - das was der Vermieter (nicht) sagte - dass der vorherige Mieter nicht mehr lebt. Also noch mal, nein, danke. Ich kenne eine Menge Geschichten die über die Begegnung von jemanden von meiner Familie mit einem Geist sind - ich will keine nächste da  hinzufügen. Außerdem habe ich enorme  Angst vor Geistern! Brrr. Also wir sind schnell von dem Haus abgehaut. Weil es noch früh war, wollten wir noch was unternehmen. Zuerst wollten wir im Zentrum in Bonn spazieren gehen, aber es war kalt und nass. Deswegen beschlossen wir eine der Städte die zwischen Bonn und Köln liegen zu besichtigen. Wir haben Siegburg ausgewählt. Als wir dort ankamen hat es aufgehört zu regnen und ist etwas wärmer geworden. Ich muss zugeben, dass ich voll von dieser Stadt begeistert bin. Sie hat nur 40 tausend Einwohner sieht aber eher wie was viel   größeres aus. Als wir von der Tiefgarage ausgegangen sind sahen wir einen großen Kaufhof, Saturn, ein sehr großes C&A und ein separates Clockhouse. Zwischen diesen (und anderen) Läden führten verschiedene schmale Wege, das sah so ein bisschen geheimnisvoll aber auch schön aus. Das alles lag an einer hübschen Fußgängerzone. Sie war ziemlich lang und entlang gab es viele Geschäfte, Kaffees, Restaurants, Imbisse u.s.w.  Von dieser Fußgängerzone ging man in eine andere die zu einem großen Markt führte. Die ging dann weiter, führte zu noch einer anderen, die zum Bahnhof führte. Und entlang gab es hunderte von Geschäften. Ganz schön viel für so eine kleine Stadt :) Aber ich bin von Siegburg sehr begeistert und hätte nichts dagegen um dort zu wohnen :)
Aber da ist noch so eine Kleinigkeit, die ich euch erzählen wollte. Ich habe vor einiger Zeit darüber geschrieben, als ich mit meinem Mann nach Bonn fuhr, weil er seinen neuen Arbeitsvertrag unterschreiben wollte. Er ging zur seiner neuen Firma und ich ging fröhlich bummeln. Bei C&A habe ich diese tolle rote aus Lederimitat  Jacke gefunden habe. Sie passte ganz gut und ich wusste, dass sie mir zu vielen meiner Sachen passen würde. Ich habe aber auf meinen Mann gewartet damit er mir seine Meinung darüber sagt. An diesem Tag ist es das erste mal so richtig warm geworden, Leute rannten in FlipFlops und TankTops rum. Mein Mann sagte zu dieser Jacke, dass sie zwar sehr  schön sei, aber ich würde sie nicht mehr tragen wollen weil es mittlerweile ja so warm geworden wäre. Wo er Recht hatte, hatte er Recht und ich habe die Jacke dort gelassen. Zwei Tage später ist es wieder kalt geworden und ich fand es schade dass ich die Jacke doch nicht gekauft habe. Wir sind bei 3 C&A vorbeigefahren und die Jacken waren schon ausverkauft. Es gab zwar verschieden Größen aber nicht die meine.  Mein Mann hat auch die Läden in anderen Städten angerufen, aber die Jacken waren weg. Er hat auch Siegburg angerufen, und eine nette Dame hat gesagt es bliebe nur eine, nicht in meiner Größe. Schade. Und als wie in Siegburg bei C&A waren, ging mein Mann zu dieser Abteilung wo die Jacken sein sollten und hat nach ihnen gesucht. Ich muss zugeben, dass ich schon  längst darüber hinweg war, sogar nicht mehr an das dachte, doch nicht er :) Er hatte diese eine Jacke gefunden... und dann hat er irgendwo eine andere bemerkt. Sie war hinter roten Mäntel versteckt.. Er hat sie herausgenommen und... es war die.. in meiner Größe! Ich sagte, dass ich sie nicht mehr haben muss, das es schon okay sei, aber er hat die Jacke genommen und zur Kasse gebracht :D Nach so vieler Zeit habe ich endlich die Jacke. Und wie ich das Leben kenne, wird es bestimmt jetzt wieder  wärmer so, dass ich sie nicht mehr tragen kann. Also ihr wisst schon.. wenn es jetzt wärmer wird und bis zum Herbst so bleibt - wisst ihr dank wem ihr das habt ;)

Polski Tak w ogóle to w Siegburgu wylądowaliśmy przypadkowo. Ostatnia sobota miała należeć do tych takich spokojnych, "chill-outowych. Mąż jednak znalazł ogłoszenie jakiegoś ciekawego domu (tak, tak domu, nie mieszkania), zadzwonił i za 2 godziny mieliśmy oglądanie. No dobrze. Ubrałam się niemal w pierwsze lepsze coś, ciapnęłam na twarz, coś co chyba można było nazwać make-up'em i wyjechaliśmy. Okolica niezła. Tzn, w sumie mieliśmy mieszane uczucia. Dom okazał się być niemal na szczycie jakiejś góry - widoki super - widać trochę za mną na pierwszym miejscu. Ale taszczenie siat z zakupami codziennie z dobry kilometr, czy dwa pod górę... not such a good idea... Ale nie zlęknieni tym faktem poszliśmy dziarsko oglądać dom. Na przywitanie wszedł nam dziwny starszy człowiek w żółtych okularach. Wyglądał jakby wrócił z jakiejś imprezy "rave'owej" co w sumie przez cały czas nie dawało mi spokoju ale udało mi się trzymać mój niewyparzony język za zębami ;) Ale nie o tym. Z domu, który ma dwa balkony był świetny widok na część Bonn, super. Ale.. No właśnie. Właściciele domu byliby naszymi sąsiadami.. Nie mam nic przeciwko sąsiadom. Mam jednak coś przeciwko sąsiadom, którzy są wynajmującymi. Oczami wyobraźni widzę wizyty przy każdym większym dupnięciu czegoś na podłogę. Dom taki dziwny, ciasny i wiecie co? Z tego, co wywnioskowaliśmy poprzedni mieszkaniec w nim chyba umarł. No może nie w nim, ale to było jego ostatnie lokum więc nie.. dziękuję. Znam z dwadzieścia historii rodzinnych, w których były spotkania z duchami najbliższego stopnia, nie chcę do tego dorzucać ewentualnych moich historii. Poza tym chyba bym ze strachu umarła spotykając gościa w żółtych okularach gdzieś w piwnicy. No nie ważne, powiedzieliśmy coś w stylu "to my oddzwonimy" i zmyliśmy się :D Cudem było to, że udało nam się wjechać i zjechać z tej cholernej góry, gdyż drogi miały szerokość 1 - 1,5 samochodu, były dwukierunkowe i miały zakręty niemal pod kątem prostym (bez luster). Masakra. Zapomniałabym dodać, że gdy już przyjechaliśmy to właściciel raczył nas poinformować, że podana w ogłoszeniu wysokość za rachunki wcale nie jest taka niska i z jakichś 800€ miesięcznie zrobiło się ponad 1000€. No trudno, mądry Polak po szkodzie, lista pytań przez telefon do potencjalnych wynajmujących z każdym oglądaniem mieszkania się wydłuża. Może kiedyś dojdziemy do perfekcji w eliminowaniu mieszkań przez telefon. Póki co jeździmy :D W każdym razie jak już zjechaliśmy z tej góry, stwierdziliśmy, że szkoda by było marnować, że gdzieś się wybraliśmy i jechać do domu. Po Bonn nie chcieliśmy chodzić, było zimno i ciągle padało. Wymyśliłam, że moglibyśmy zwiedzić jedno z miasteczek leżących coś pomiędzy Bonn i Köln. I padło na Siegburg. I powiem Wam, że miasto mnie zachwyciło. Ma tylko 40tyś. mieszkańców, a wygląda na takie, które ma ich z 10 razy więcej. W Polsce wychowałam się w mieście, które ma 100 tyś mieszkańców, a mimo to wygląda jak wielka betonowa wieś bez centrum. Szokujące (w pozytywnym znaczeniu) jest tutaj dla mnie to, że nawet takie pici-pici miasteczka mają swoje centrum, deptak, nierzadko rynek z tymi wszystkimi sklepami, do których w Polsce ludzie z małych miast muszą jeździć do tych dużych. Gdy wyszliśmy z parkingu podziemnego dotarliśmy do takiego.. nie wiem w sumie czego. Był to zespół różnych sklepików, dużych sklepów (Kaufhof, Saturn, ogromne C&A i Clockhouse), kawiarenek i restauracji pomiędzy którymi biegły małe kamienne uliczki. Z tego czegoś wychodziło się na taki klimatyczny deptak. Ten deptak skręcał potem w lewo, a w prawo przechodziło się na inny deptak, już zupełnie inny. Z tego deptaku dochodziło się do ogromnego rynku, z którego kolejny deptak prowadził na inny deptak, który prowadził do dworca kolejowego. A wzdłuż tego wszystkiego miliony sklepów, sklepiczków, kawiarni, restauracji, fontann itp. Szok. Pamiętam jeszcze jak mieszkałam we Wrocławiu, niemal codziennie szłam główną ulicą, która przechodziła w deptak i dochodziła do Rynku. Na samym początku przy tym deptaku (świdnicka) były całe trzy sklepy. Troll, Vero Moda i Moda Polska. Potem je zamknęli. Gdy opuszczałam to miasto były tam dwie księgarnie, sklep z butami i second hand (na głównej ulicy!). Reszta to same banki, biura turystyczne i kupa innych nieciekawych rzeczy (a przepraszam, był jeszcze Rossmann). No i centrum handlowe niedaleko. Im dłużej oglądam te maleńkie miasteczka niemieckie tym bardziej nie rozumiem fenomenu Wrocławia, który wszystko co ciekawe zamyka w ogromnych centrach handlowych (nota bene: jest ich więcej niż w Köln), a urokliwe uliczki zamienia w zespół banków i tym podobnych. Żal i to totalny. No ale nie ważne. W każdym razie miasteczko było jednym z fajniejszych, w których byłam i od razu zgłosiłam chęć zamieszkania w nim :) Ale oczywiście bez sensu byłoby dojeżdżanie codziennie do pracy do innego miasta, więc będziemy dalej szukać w Bonn.
Miałabym już kończyć ten króciutki wywód ale przypomniała mi się jeszcze taka ciekawa dosyć sprawa. Teraz będzie trochę o ciuchach ;) Otóż jakiś czas temu pojechaliśmy z mężem do Bonn na podpisanie umowy o pracę. Mąż pojechał do swojej nowej przyszłej pracy, a ja wesoło hasałam po sklepach. W C&A znalazłam, w moim mniemaniu, czerwoną kurtkę. Taka imitacja skóry, fajnie nawet wyglądała. Przymierzyłam ją - super wyglądała - cena też nie była jakaś masakryczna ale zostawiłam żeby jeszcze spytać męża jak leży itp. Pisałam o tym dniu. Wtedy po raz pierwszy zrobiło się tak bardzo, bardzo gorąco. Ludzie powyłazili w klapkach, koszulkach na ramiączkach itp. Wtedy mąż mi powiedział, że kurtka bomba,ale po co kupować jak takie upały nastały, a na jesień może będą lepsze. No i się z nim zgodziłam. No i co z tego, jak po trzech dniach zrobiło się zimno, a ja zapragnęłam owej kurtki. Ba! Nawet mu wypomniałam, że gdyby nie on, to miałabym fajną kurtkę na teraz :p No to mąż mój kochany, pojechał ze mną do jednego, drugiego, trzeciego C&A - a kurtki poznikały. Zostawały może pojedyncze rozmiary, każdy. Ale nie mój. Potem obdzwonił okoliczne miasta - też nic. Nawet zadzwonił do Siegburga, wszak i tu był ten sklep - został im tylko jeden rozmiar, nie mój. No i w sobotę zajrzeliśmy sobie do tego sklepu, przyznam, że o kurtce totalnie zapomniałam.  Mąż podreptał na dział, gdzie te kurtki powinny być i zaczął ich szukać. Znalazł tą, o której usłyszał przez telefon, a potem... upatrzył jeszcze jedną, wciśniętą gdzieś na sam tył za płaszczami w tym samym kolorze. W moim rozmiarze. No i mam :D Mimo, że mu mówiłam, że już nie trzeba, już dałam sobie z nią spokój. Teraz to on się uparł i ja mam. I domyślam się, że skoro ją mam to nastanie piękna pogoda i będzie cieplutko aż do jesieni :D Więc jakby tak było - to wiecie - dzięki nam :D
  

















































Related posts

 
MOBILE