Obrączki...









Dzisiaj robiliśmy rundkę po sklepach w celu znalezienia idealnych obrączek. Wybraliśmy takie sklepy jak Apart, Yes, czy Kruk, z myślą, że tak duże firmy raczej będą dbały o klienta.  Nic bardziej mylnego, przynajmniej we Wrocławiu. Mimo, że byliśmy jedynymi gośćmi tych sklepów w danej chwili ekspedientki nie miały w ogóle ochoty do nas podejść. Część po jakimś czasie interesowała się nami, a druga część za cholerę nie potrafiła się przemóc i mimo, że dobre kilkanaście minut gapiliśmy się w te obrączki, nie zaproponowała pomocy. Nie o to chodzi, że jestem jakaś nieśmiała albo coś. Ale jeśli mam zostawić ponad tysiaka w jakimś jubilerze, to chciałabym by ktoś chciał ze mną porozmawiać, doradzić mi, pokazać co będzie najlepsze. Nie byliśmy tylko w pojedynczym sklepie z każdej firmy. Daliśmy szansę im w kilku sklepach... Smutne trochę. Apart w Pasażu Grunwaldzkim ma osobny stolik z obrączkami za szybą, z dwoma krzesłami po jednej stronie i jednym po drugiej. Wiadomo. Tam, gdzie te dwa siada para, po drugiej stronie, pan/pani. Siedzieliśmy tam i nic. Żywej duszy w sklepie. Dopiero później ktoś się pojawił, ale skończyło się tylko na pojawieniu :) W każdym razie zdołowani, zauważyliśmy innego jubilera, o nieznanej nam nazwie "W.Śliwiński" (kojarzy ktoś? jakieś opinie?). Gdy weszliśmy od razu miły pan sprzedawca nami się zainteresował, opowiedział nam jakie są obrączki, co jest dobrego w takich, co w takich. Ba! nawet doradził mi, jaka na mnie wygląda najlepiej. Co najlepsze, nie ta najdroższa była najlepsza! Mimo, że sam miał obrączkę pewnego typu, to gdy podobną przymierzałam to mi ją odradził, że niby nieładnie. Fajnie, naprawdę był zainteresowany, dużo poopowiadał... I mimo, że firmy nie znam to tak zamówię. Bo nie od dzisiaj wiadomo, że to co zostawiamy w sklepie, po części ląduje w kieszeni sprzedawcy. Jeśli mam wybierać, to niech to dostanie ktoś, kto choć troszkę się zainteresuje klientem...

Dużo na raz :)

Dawno nie pisałam, ostatnio tyle się działo, że naprawdę nie miałam kiedy. A kiedy już miałam, byłam tak padnięta, że wolałam powylegiwać się na kanapie i obejrzeć ostatnie odcinki szóstego sezonu House'a.
Zarówno House jak i Plotkara na razie się skończyły, więc w desperacji sięgnęłam po Klub Szalonych Dziewic. Fajne to nawet :)
Moje wieczne zmęczenie wzięło się stąd, że do ślubu już miesiąc z groszami i przygotowania rozpoczęły się na dobre. W zeszły weekend (nie ten tylko poprzedni) byliśmy w moich stronach porozwozić zaproszenia. W sumie fajnie spędziliśmy czas. Przyznam, że po 9 latach nieżeglowania wybrałam się popływać trochę. Zdziwił mnie, fakt, że prawie nic nie zapomniałam! Trochę wiało, a że na łodzi byliśmy tylko w dwójkę, więc udokumentować zbyt dokładnie moich poczynań się nie dało. Ale wklejam, co mam :)


Wyszłam trochę, nie ten teges, ale innych zdjęć nie mam :(

Mój men, którego nieźle przeganiałam ze sterburty na bakburte, celem wybierania odpowiednich szotów podczas zwrotów przez sztag lub przez rufe. Chociaż drogę obraliśmy taką, że ostrzyliśmy głównie, więc więcej było tych pierwszych.


Na trzeciej od lewej łódce pływaliśmy (ta najbardziej widoczna omega)


Zalew Rybnicki



Teraz w ten weekend, który minął byliśmy znowu w stronach narzeczonego mego i musiałam poznać nieskończoną liczbę jego członków rodziny. Ale przeżyłam ;) A tak naprawdę, muszę przyznać, że rodzinka zapowiada mi się całkiem sympatyczna :) W sobotę wieczorem zrobiliśmy grilla dla jego przyjaciół i najsmutniejszym punktem tego wieczoru, czy raczej nocy był fakt, że o 2 w nocy z zapałkami na oczach musieliśmy zmywać :)
W przyszły weekend odbieram sukienkę :)

Żeby nie było nudno, wklejam kilka normalnych zdjęć mnie, lub jak kto woli, by ciekawym rzeczom dodać trochę nudy :)



Deszczowa pogoda czyli trencz + tenisówki.

Wczoraj znowu zapowiadali, że może padać, a ja wiedziałam, że tym razem będę musiała wracać na piechotę do domu. Wtedy, rzecz jasna, w rachubę nie wchodzą jakieś szerokie, szurające po ziemi spodnie, albo mocno wycięte baletki (chodzi o to, że gdyby w trakcie powrotu padał deszcz). Mój wzrok padł na tenisówki, jedne z moich ulubionych butów. Niestety nie pasują do wszystkich rodzajów ubrań, więc nie mogę zbyt często w nich chodzić. Niestety mając długi sweter, nie mogłam sobie pozwolić na krótką kurtkę ze ściągaczem, więc spróbowałam z płaszczem. Chyba się nie gryzie, moim zdaniem efekt fajny, na górze tak bardziej elegancko, a dół wiadomo :)  Mogę tylko powiedzieć, że wygodny zestaw i w sam raz na bieganie tam i z powrotem po Wrocławskim bruku :)
Przepraszam, za drugie zdjęcie z lewej, ale tak to jest jak się ma mikroskopijny balkon i nie można odejść dalej.
Miłego weekendu!

Mój nowy kolor włosów :)

Wreszcie udało mi się wybrać do fryzjera. Wstyd przyznać, ale powinnam u niego (raczej niej) wylądować dobre 3 tygodnie temu. Zdecydowałam się na ciemniejsze włosy, bardziej zbliżone do moich naturalnych. Moja mama uważa, że tak mi jest najlepiej, a że jej wierzę bardziej niż sobie, to stwierdziłam, że czemu nie :) Poza tym ciemny kolor włosów lepiej gra z bielą sukni ślubnej :)
Ale będę wdzięczna za każdą opinię, w poprzednim poście mój poprzedni kolor włosów. Jak lepiej? Tylko szczerze :)








Jednym z etapów by otrzymać ślub kościelny jest wystawienie przez parafie przyszłych małżonków zapowiedzi. U mnie załatwili to bez problemu rodzice, a u mojego 'przyszłego' jego przyszły świadek. Dziwi mnie różnica w podejściu niektórych księży. Kolega poszedł ponoć do księdza z kartką o wystawienie zapowiedzi, chciał być uprzejmy i zapłacić księdzu na ofiarę 20 zł (to my go o to poprosiliśmy). Wiecie co zrobił ksiądz? Nie przyjął tych pieniędzy i powiedział z oburzeniem, że inni ludzie dają co najmniej 50 zł! Kolega obiecał, że jak odbierze zapowiedzi to zapłaci więc ksiądz się nie czepiał na razie. Co za ludzie! Jak załatwialiśmy dokumenty z innej parafii, daliśmy tyle samo i ksiądz był tak ucieszony, że stał się milszy itp...
Jestem w szoku. Ok, może ktoś pomyśli, że to ja z taką małą ilością pieniędzy przesadzam. Ale hellooooo? Przecież to oni sobie wymyślili te wszystkie załatwiania, różne procedury, że jak się chce w innej parafii to trzeba to, to i to. W urzędzie stanu cywilnego są określone kwoty, raz byłam wystarczy. A tutaj trzeba iść do jednego księdza po to, do drugiego jeszcze po coś innego, potem do trzeciego, potem z tym od trzeciego do tego pierwszego.. Matko! Zależy im by ludzie nie żyli ze sobą w grzechu. brali śluby a robią takie utrudnienia. A co jeśli ja nie mam tych pieniędzy by dać księdzu na zapowiedzi? Czy mam dojść do wniosku, że biedni nie otrzymują ślubu i muszą żyć w grzechu wg kościoła? Dodam, że nie możemy zmienić księdza, gdyż to parafia mojego narzeczonego i tam muszą zawisnąć na trzy niedziele zapowiedzi.

Wczoraj wzięłam do pracy aparat, nasza winda jeździ baaaaaaaaardzo powoli, a mnie się zazwyczaj w tym czasie nudzi to zrobiłam sobie słitaśną focię :p Ale nie wkleję jej na NK :)

Wtorek.

A dzisiaj wyglądałam tak :)


Bluzka - C&A
Spodnie - C&A
Buty - Dom Mody Tesco

I tak dla pamięci ostatnich dni, wklejam zdjęcie ukazujące stopień zalania Wrocławia. Dla mnie, dla Was.. Żeby było, że było..


A oprócz tego... trochę ostatnio denerwuję się ma moją pracę. No dobra... nie trochę tylko bardzo. Zdarzają się coraz częściej dni, w których nie mamy nic do roboty. Czasami siedzimy godzinę, czasem trzy, a czasem nawet całe osiem nic nie robiąc, albo robiąc coś na siłę byle robić. Początkowo myślałam, że to rzeczywiście w dużej mierze wina naszego klienta, że zmienił sposób zarządzania zleceniami.. ale całkiem niedawno odkryłam "ciekawą" sytuację. Otóż zanim zabierzemy się do roboty musimy wycenić ile nam coś zajmie. Tą informację przesyłamy do szefa i on to przekazuje klientowi następnie w ciągu od kilku chwil do kilku dni klient prosi o realizację. I ostatnio nie ma zleceń bo... nikomu nie chce się rejestrować tego co wyceniliśmy. Szef mówi, że nic nie ma ale nie chce mu się przepchać ich dalej byśmy mogli je robić...  Ma czas oglądać filmiki, strony internetowe, a potem jest płacz ponieważ jak przychodzi płacić klientowi naszej firmie to nie jest już tak zabawnie. Czasami sobie myślę, że powiedzenie "człowiek awansuje tak długo aż osiągnie poziom swojej niekompetencji" ma naprawdę duże odwzorowanie w dzisiejszej rzeczywistości.

Byłam wczoraj w kinie na "Zakochany Nowy York". Jeśli ktoś lubi te głębsze filmy, dające chwilę zastanowienia i filmy podzielone na wiele różnych wątków trochę się ze sobą splatających - to polecam. Choć film jest dużo gorszy od "Love actually".

Już po.

Fala przeszła przez Wrocław i zalała głównie Kozanów. Ludzie na tym osiedlu mieli po pas wody, pływali pontonami. Najgorsze jest to, że widziałam jak w telewizji publicznej władze naszego miasta mówiły, że wszystko pod kontrolą, że ludziom troszkę piwnice podtopiło, a oprócz tego wszystko ok. Następnie wchodziłam na strony internetowe miasta lub zwykły youtube i widziałam te pływanie na pontonach. Wszystko byle tylko zatuszować własne partactwo, że od 97 nikt nic nie zrobił by zabezpieczyć to osiedle. Ludzie są wściekli na naszego prezydenta, zaklinali, że nie będą na niego głosować. W sumie nie dziwię się im.. Nie mogę pojąć tego, że nawet nikt nie potrafi się przyznać do winy. Z tego, co wiem, obecne osiedle Kozanów, za czasów Niemców specjalnie pozostało niezabudowane żeby tam właśnie mogła wylewać Odra i nie zalewała reszty miasta. Ale ktoś stwierdził, że będzie niezły biznes jak wybuduje tam kupę bloków i domków jednorodzinnych. Teraz Polska.
Jestem już po przymiarce sukni ślubnej :) Mam zdjęcia i żałuję, ale nie mogę nic zdradzić, gdyż mój narzeczony zwiedza tego bloga....

I żeby nie było, że nie ma nic z ubraniem :)


Żakiet - TK Maxx
Tunika - C&A
Spodnie - Kappahl
Buty - Deichmann
Szalik - Forever 18

Bez myszki Minnie.


Tą koszulkę kupiłam w C&A w Niemczech. W Polsce jest ona do kupienia za tą samą cenę, w tym samym kolorze, tylko bez aplikacji z myszką Minnie. WTF?
Wczoraj w okolicach północy pojechaliśmy nad wały Odry przy moście południowym. Wcześniej jak się zeszło z wału było jeszcze sporo łąki, na której ludzie robili latem grilla, pikniki itp. Na środku rzeki w tym miejscu jest wyspa, a na niej krzyż. Wczoraj część łąki było zalanej. Dzisiaj, dwie godziny temu woda była po wał, a wyspa cała pod wodą... Na mieście przy mostach jest niesamowita liczba ludzi, wszyscy stoją na wale lub na moście i patrzą z niepokojem na wodę. Jutro rano dowiemy się czy Wrocław da radę...

Wielka fala

Siedzę i czekam na falę. Dosłownie. Od rana, mam wrażenie, panują we Wrocławiu dziwne nastroje. Widać, że ludzie się obawiają, co się stanie jutro, czy pojutrze. Zaleje, czy nie zaleje? Widziałam zdjęcia części Wrocławia i nie wygląda to ciekawie. Na szczęście mieszkam w tej części, w której nawet w '97 nie dotknęła powódź, natomiast mam kolegów, koleżanki, którzy obawiają się, że woda może ich dotknąć bezpośrednio. Dziś podobno ktoś "puścił plotkę", że ujęcie wody zostanie zalane. Słyszałam, że z większości sklepów ludzie wymietli wszelakie wody mineralne i zaczęli gromadzić we wszelkich zbiornikach wodę. Mówią, że Odra nie wyleję, ale nastrój jaki tworzą ludzie nie pozwala myśleć pozytywnie...
Z takich mniej ważnych rzeczy, obejrzałam dzisiaj ostatni odcinek trzeciego sezonu "Plotkaty". Zawsze mi żal, gdy kończę książkę, ostatni tom zbioru lub serial. I tak było tym razem. Szkoda tylko, że niemal wszystko znowu  pomieszali, żaden wątek (prócz ten z Dorotą) nie zakończył się dobrze. Z tego, co doczytałam, na jesień tego roku puszczą czwartą serię, więc musieli pewnie sobie stworzyć dobry grunt :)
A poniżej to, co miałam dzisiaj. Na żywo wygląda dużo lepiej, choć zdaję sobie sprawę, że raczej nie jest to kwintesencja najnowszych modowych trendów, ale za to uśmiecham się do Was serdecznie i pozdrawiam z jeszcze nie tak bardzo (i oby to się nie zmieniało) zalanego Wrocławia :)


Bluzka - Tesco
Spodnie - Tesco
Kamizelka - C&A

Terminy ślubne, napoje w Niemczech i powódź na śląsku.

Moja sobotnia "kreacja" :) Jeśli ktoś ma ochotę napisać - będę wdzięczna. Czy pasują mi rurki, czy lepiej pozostać przy klasycznych krojach spodni?


Bluzka - TK Maxx (nie pamiętam firmy)
Spodnie - Kappahl
Buty - dom mody Tesco
Chusta, torebka - C&A
Bransoletki - H&M
Zegarek - Aldo

I dzisiaj:


Sweter - Charles Voegele
Spodnie - C&A
Buty - Deichmann
Chustka - Forever 18
Kurktka, torebka - C&A

Dawno już nie zrobiłam tyle kilometrów w jeden weekend. Wydłużyliśmy go sobie o 2 dni lecz niestety nie dla celów wypoczynkowych. Rozpoczął się niestety ten szalony okres, gdy do ślubu jest już tak mało czasu, że czas zacząć załatwiać wszelkie dokumenty, terminy, spisywać dokumenty, protokoły itp. W piątek zrobiliśmy z 500 km ponieważ pojechaliśmy do miasta skąd pochodzi mój narzeczony celem załatwienia potrzebnych dokumentów w USC i w kościele. Poszło gładko. Ponieważ nigdzie się nie speszyliśmy podjechaliśmy do Niemiec.. I znowu trochę się załamałam (po jednym z moich wcześniejszych postów wiadomo już dlaczego). Najbardziej jednak serducho mnie zabolało podczas wizyty w supermarkecie, gdy udałam się na dział z napojami celem kupienia czegoś do picia. Dlaczego w wersji bez cukru występuje u nas tylko Coca Cola/Pepsi?  
W Niemczech wszystkie napoje są w wersji dla cukrzyków (lub tych na diecie) Mirinda light, 7Up light, fanta litght, sprite light i inne. Pisząc 'inne' mam na myśli też te smaki, których nawet u nas w normalnej wersji nie ma. Czyli cola z pomarańczą, cola z cytryną czy cola bezkofeinowa (super sprawa, gdy w ciągu godziny planuje się iść spać).  Niby nic, a fajnie by było czasem wychłeptać całą butlę fanty bez wyrzutów sumienia ;)
Następne kilka dni spędziliśmy u mnie załatwiając jeszcze więcej, gdyż ślub będzie w moich stronach. Jakoś tak inaczej już się podchodzi do faktu wyjścia za mąż, gdy ma się już wszystkie dokumenty, zaklepany termin, godzinę... Jestem taka podekscytowana :)
Oczywiście nic nigdy nie może być łatwe i przyjemne więc i tym razem odbyło się bez przeszkód.
Ostatnio nagłośnione zalewanie śląska dotknęło i nas w bardzo bezpośredni sposób.
W poniedziałek rano byliśmy umówieni z proboszczem parafii, którą wybraliśmy sobie do wzięcia ślubu, na spisanie protokołu przedślubnego. Normalnie z domu rodziców jedzie się tam 20 min. Rano dowiedziałam się się, że droga prowadząca do kościoła jest zalana i trzeba jechać objazdem, później się okazało, że i fragment objazdu został zalany i musieliśmy skorzystać z objazdu objazdu. Na szczęście mieliśmy GPSa, który pokazywał nam alternatywne drogi, gdyż każda kolejna znów była za szlabanem z powodu braku możliwości przejazdu. Udało nam się trafić na drogę okropnie wąską, z ogromną ilością głębokich kałuż i momentami zamieniającą się w wodospad przy jeździe w dół.. Nigdy się tak nie bałam jechać.. Nie mówiąc już o tym, że droga była bardzo wąska i modliłam się by nie spotkało nas z naprzeciwka żadne auto, zważywszy na to, że po bokach była zalana łąka... Ale udało się.. Gdy dojechaliśmy do kościoła okazało się, że mamy trochę czasu, więc pojechaliśmy do zajazdu, który znajdował się parę metrów niżej (teren tych miejsc jest dość pagórkowaty) celem napicia kawy na rozbudzenie. Po wyjściu z zajazdu mieliśmy zamiar wrócić autem na parking kościoła, koło którego wcześniej przejeżdżaliśmy. Nie muszę chyba nadmieniać jakie mieszane uczucia wzbudziła we mnie straż, która już nam autem nie pozwoliła wjechać na tereny kościoła, gdyż przez te  pół godziny zdążyło zalać drogę.. Pomyśleć, że gdybyśmy nie poszli na tą kawę nasze auto do dzisiaj musiałoby stać pod kościołem, a do Wrocławia wracalibyśmy pociągiem. Zostawiliśmy auto przed mostem dla pieszych i udaliśmy się do księdza na piechotę... Kolejną "niespodzianką" było to, że proboszcz zapomniał o naszym spotkaniu, ale udało nam się namówić wikarego na sporządzenie za niego tego protokołu. Ciężko opisać uczucia, że przyjechało się tyle kilometrów na darmo, ale na szczęście ksiądz miał miękkie serce :)
Podczas spisywania protokołu mojego narzeczonego coś tknęło i poszedł sprawdzić czy nam auta nie zalało.. I w sumie dobrze, wrócił po pół godziny z podwiniętymi spodniami, gołymi stopami i butami w ręku. Podobno idąc do auta szedł w butach, przeparkował je ok 200 metrów dalej i wracając tą samą drogą wody było tyle, że musiał już zdjąć buty. Mnie niestety czekało to samo, z tym, że wody było już o wiele więcej...
Następnie spędziliśmy kilkadziesiąt minut na szukaniu jakiejkolwiek przejezdnej drogi do domu. Albo zatrzymywali nas strażnicy, którzy mówili, że już nawet tiry nie mogą przejechać, albo drogę blokowały szlabany... Próbowaliśmy przejechać nawet Czechy, lecz tam było dokładnie to samo. W akcie desperacji postanowiliśmy jechać za napotkanym autem o rejestracji mojego rodzinnego miasta. I to był strzał w dziesiątkę, kierowca znał najwidoczniej pobliskie wsie i wioski i dzięki niemu wjechaliśmy na jakąś wysoką górę i nią ominęliśmy wszystkie zalane drogi i mosty.. Uffff. Nigdy jeszcze tak się nie stresowałam. Wyobrażacie sobie nie móc wrócić do domu ponieważ wszystkie znane Wam drogi są zalane?

Nowy nabytek i rzepak

Co miesiąc mniej więcej parę dni przed wypłatą obiecuję sobie, że nie będę kupowała żadnych ubrań, butów, czy torebek. I tak było tym razem. Ale co miałam zrobić skoro te butki tak idealnie pasują do mojej pudrowo-różowej torebki z Aldo widocznej w tym poście ? Byłam bezsilna, szczególnie, że kosztowały 45 zł....


Moim zdaniem są super :)

Ostatnio zaczął się wir załatwiana różnych dokumentów i dokumencików do ślubu. Zaczynają się perspektywy jazd w różne miejsca Polski, jako, że ja i mój narzeczony mamy swoje miejsca pochodzenia nieźle od siebie oddalone. Powiem szczerze, że trochę mi się nie chce jeździć tam i z powrotem, ale jeśli dobrze pójdzie w poniedziałek będziemy mieli już spisany protokół przedślubny. Małego stracha napędził mi ksiądz, który uważał, że świadkowie powinni mieć jakieś dokumenty, że świadkami być mogą, ale na szczęście to nie prawda. Bałam się, gdyż moja best friend, która mieszka w Londynie nim nie będzie.. Ufff :)
Oby się wszystko udało :)
Poniżej mała sesja na tle rzepaku zrobiona w dni majowe w okolicach miejsca urodzenia mojego mena :)

Dlaczego w Polsce jest gorzej?

Weekend majowy miałam okazję spędzić blisko granic, zarówno czeskiej jak i niemieckiej. O Niemczech nie mam zamiaru się rozpisywać bo wiadomo jak tam jest. Z tego na ile się orientuję w historii w Czechach też był komunizm, trwał podobnie jak u nas i tak jak my, musieli się z niego dźwigać. Nie mogę zrozumieć dlaczego tam jest inaczej.. lepiej? Wystarczy przekroczyć granice a drogi wyglądają jakby ktoś je oddał parę tygodni temu do użytku. Ale nie o tym chcę pisać. Pojechaliśmy do małego miasteczka, takiego, gdzie podobno mieszka 100 tysięcy ludzi. Zobaczyłam Tesco i tak jakoś postanowiłam tam zajrzeć... Gdyby ktoś wprowadził mnie do tego sklepu z zasloniętymi oczami, po czym wewnątrz odsłoniwszy je zapytał, w jakim sklepie jestem powiedziałabym, że coś w stylu delikatesy Almy.. Pełen bajer.. Ale najlepsze miało mnie dopiero spotkać. Ponieważ Tesco to miało dwa poziomy, zjechałam na ten niższy i .. tam oczy mi już całkiem wyszły z Orbit... Na dole był dział z ubraniami, butami i kosmetykami. Ale to nie były porozrzucane lub powieszone byle jak rzeczy, szare matowe kafelki i Pani w okropnym fartuchu, która liczty dokładnie ile tych drogich i luksusowych uubrań wzięłam do kabiny, by ich czasem nie ukraść. Jeśli ktoś kojarzy Peek&Kloppenpurg (mam nadzieję, że dobrze napisałam) i Sephorę, to niech wyobrazi sobie mix tych sklepów... Marek ubrań było o wiele więcej niż tylko Cherokee i F&F. Wszystko idealnie równiutko poukładane, każda marka miała jakby swój "kącik" oddzielona od innych optycznie eleganckimi szafeczkami, wieszakami i lustrami. A propo luster, kafelki tak błyszczały, że mogłam się w nich przejrzeć dodatkowo punktowe oświetlenie i błyszczące ściany... U nas buty wiszą na wieszakach i czasem trzeba wcisnąć między niektóre sztuki głowę żeby sprawdzić, czy jest odpowiedni rozmiar a tam... szklane półki, buty wyesponowane po jednej sztuce, poniżej pudełka(!) z innymi rozmiarami. Deichmann czy CCC się do tego nie umywały. A kosmetyki.. no jak w sephorze. I nie było tam kas z ruchomymi ladami... Co kilka metrów kasy ze stołem jak w normalnych sklepach odzieżowych.. A kabiny do przymierzalni .. marzenie :) Ogromne pomieszczenia zamykane na eleganckie szklane (barwione) drzwi z dużymi pięknymi lustrami...
Wczoraj byłam u nas w tesco... Kolejki do zwykłych kas, ubrania rzucane na ladzie między pomidorami a workiem z mięsem. Na dziale z ubraniami wszystko wszędzie, zero układania... Kolejka do drewnianych przymierzalni...

Co sprawia, że tam nawet zwykłe tesco wygląda tak elegancko jak mały sklep tutaj...

Znalazłam w internecie kilka zdjęć opisanego wyżej Tesco w Liberec.

Odzież:





Wejście do części z odzieżą:



Odzież, kosmetyki:




Część z żywnością:









Moje jedyne zdjęcie z Pragi (jako, że ja byłam fotografem):


I dwa zaległe. Poniżej, gdy jeszcze była piękna pogoda, czyli bodajże piątek przed majówką:

Zastanawiałam się, czy publikować to zdjęcie. Ale tak się ubieram, gdy mi się nic nie chce :) Ale też jakaś inspiracja dla mnie na później, gdy znowu nie będę wiedziała, co na siebie włożyć :)


SATC

Jak dobrze, że już weekend. Przynajmniej dla mnie, wzięłam sobie sprytnie jutrzejszy dzień wolny za sobotę i mam dłuższy weekend. W pracy mogę pojawić się dopiero we wtorek, więc przede mną kilka dni wysypiania się. Przynajmniej taką mam nadzieję :) Poniżej zdjęcie z mojego dzisiejszego ubrania. Ostatnio podobają mi się ubrania noszone w Sex and the city i te buty jakoś mi przypominają te, które nosi Carrie Bradshaw. Tylko, że ona nosi dużo wyższe, w których ja bym się chyba po paru metrach jak długa wyłożyła :) W każdym razie niedługo wchodzi do kin druga część, a ja wprost nie mogę się doczekać :)


Poniższe ubranie jest w zupełnie innym stylu i oczywiście w żaden sposób nie przypomina już SATC :) Ale są dni, gdy po prostu ma się ochotę ubrać najwygodniej jak się da :)


Poniższe zdjęcia są z niedzieli. Udało nam się odkryć miejsce we Wrocławiu, gdzie prawie nikt nie chodzi! Jest cicho, nie słychać za bardzo aut. Dużo zieleni, jeziorka i błogi spokój...  Oczywiście nie zdradzę, co to za miejsce :D




Zielono mi :)


Po zmianie pogody na lepsze dopiero parę dni temu wyciągnęłam wielki worek próżniowy z moimi wiosenno-letnimi rzeczami schowanymi z wielkim żalem na początku zimy. To było niemal jak wielkie zakupy, co drugą rzecz oglądając myślałam "ale fajne, ja takie coś miałam?" Całkiem przyjemne. Polecam schować coś na pół roku, jaka później jest radość, gdy to się wyciągnie. Nie schowałam jeszcze zimowych rzeczy, choć zimowe buty musiałam wynieść do piwnicy. Mam ich chyba z tysiąc i po prostu wszystkie nie mieszczą mi się do szafki (sic!) Nie rozpoczęłam jeszcze procesu wyjmowania butów wiosennych i letnich, ale podejrzewam, że radość będzie podobna :):)
Dzisiaj sobie uświadomiłam, że za trzy miesiące będę już żoną mojego lubego :) Zaczęłam się trochę stresować, ale projekt sukienki jest już u krawcowej, pod koniec maja moja pierwsza przymiarka. Sen z powiek spędzają mi buty i welon, których jeszcze nie wybrałam... Nie wiem, czy chcę welon, a co do butów to podejrzewam, że nie chcę białych. Być może będą takie pod kolor kwiatów lub biżuterii.  Na szczęście jest internet i mam nadzieję, że coś mnie zainspiruje :)

Takie o. :)

Tak poszłam dzisiaj rano do pracy. Dół normalny więc nie warto było utrwalać :)

Kolorowe stopy dziś mam.

Całość w sumie nudna, dlatego dla odmiany postanowiłam założyć kontrastujące buty i skarpetki.
Fajnie, że jest jakaś alternatywna dla "przeźroczystych" skarpetek/podkolanówek/pończoch/rajstop/itp.
Bluzka ma dla mnie wartość sentymentalną, dostałam ją niedawno od mojej babci, która nosiła ją jak była w moim wieku lub nawet młodsza. Trochę przypomina mi górę od piżamy, ale co tam :)



Kilka zaległych...

Znów byłam mało systematyczna, przez co przychodzi mi wklejać po kilka zdjęć.
Przepraszam, ale dzisiaj zbyt dużego opisu nie będzie. Wiadomo.




Related posts

 
MOBILE