Złotniki

Tydzień temu po ciężkich dniach w mojej pracy postanowiliśmy z mężem trochę wypocząć od ludzi, hałasu i w ogóle Wrocławia. Kiedy latem oglądałam propozycję miejsca wyjazdu integracyjnego mojej firmy stwierdziłam, że kiedyś muszę tam pojechać... Może wygląda banalnie, ale jezioro, ośrodek nad jeziorem, dookoła tylko lasy... Marzenie :) W piątek, coś mnie tknęło i w sobotę raniutko byliśmy w drodze do Złotnik Lubańskich. Spędziłam jeden z najcudowniejszych weekendów mojego życia. Była piękna pogoda, niebo niemal bezchmurne. W ośrodku i dookoła cisza jak makiem zasiał... Oprócz nas były w ośrodku jakieś osoby, ale te spędzały czas zupełnie inaczej. Pół soboty i pół niedzieli przeleżeliśmy na leżakach przy wodzie. W swetrach, szalikach ale było cudownie. Cisza, słońce, szum wody... i my. Nagadaliśmy się za wszystkie czasy, poczytaliśmy trochę książki i leżeliśmy w zupełnej ciszy chłonąc to co dookoła. Później spacerowaliśmy po pobliskich wzgórzach. Najciekawsze jest to, że byliśmy przejazdem przy tym miejscu, gdy nasze relacje ograniczały się jedynie do koleżeńskich :) Kto by pomyślał, że kolejna wizyta będzie już jako małżeństwo.

Gdyby kogoś zainteresowało miejsce: http://www.zloty-sen.pl/
























Dzień zwierzaków - Moje szynszyle

Wiele razy o nich wspominałam, teraz wreszcie je pokażę. Z okazji międzynarodowego dnia zwierząt poświęcam tego posta moim trzem rozrabiakom.
Zaczęło się od tego, że jakieś dwa lata temu, mój mąż, który wtedy jeszcze mężem moim nie był, powiedział, że chciałby mieć szynszyle. Mówisz masz :) Z racji, że taka szynszyla w sklepie zoologicznym trochę kosztuje - poszperałam w Internecie za różnymi ogłoszeniami. Znalazłam kobietę, która miała szynszyle, ale nie chciała się nią opiekować. Pomyślałam, że to coś dla nas, nie dość, że będzie upragniona szynszyla to jeszcze jedną wyrwiemy z rąk osoby, która jej na pewno nie uszczęśliwia. I tak, pewnej sierpniowej soboty Łukasz przyniósł do domu zapakowaną klatkę, w której siedziała przestraszona Zuzia. Tak ją nazwaliśmy. Po 10 minutach zaciekawiona kicała po naszych przedpokoju.  Jestem do niej chyba najbardziej przywiązana, dlatego, że jest z nami najdłużej i pewnie dlatego, że jest do nas najbardziej przywiązana. Kiedyś zajęta prasowaniem, nagle zaczęło mnie coś ciągnąć za nogawkę moich rybaczek. Nigdy nie zapomnę jej wzroku jak ciągając mnie łapkami patrzyła się wprost na mnie :) Potem wyczytaliśmy, że niedobrze, gdy szynszyla jest samotna, z racji, że jest zwierzęciem stadnym. W takim razie znowu wróciłam do przeglądania różnych ogłoszeń. Znalazłam osobę, która zajmowała się hodowlą zwierząt. Poszliśmy do niej w celu dokupienia Zuzi koleżanki. Na miejscu zastaliśmy dwie siostry, mieliśmy sobie wybrać jedną... W efekcie nie mieliśmy serca je rozdzielać i teraz od ponad roku mamy Zuzie, Zosie i Tosie :)













krótkie wyjaśnienie ;p

Gdy jestem poza domem, mam robione zdjęcia - chętnie pokażę całość. Ale, gdy zdjęcia robię na tle mojego pokoju, gdzie po lewej stronie, przykładowo, stoi suszak ze schnącymi skarpetkami mojego męża, a po lewej na drzwiach wisi jego nieubrana jeszcze koszula do pracy - to wybaczcie, wolę tego nie pokazywać :) Co nie znaczy, że codziennie tak mam, ale po co, obciętymi fotkami pokazywać kiedy robiłam pranie? ;)


Shoppingowy weekend :D

Sobotni weekend spędziliśmy jak typowa wrocławska rodzinka. Na shoppingu :D Niestety po części to prawda, postanowiliśmy, że poświęcimy część soboty na takie zakupy by przez najbliższy tydzień nie musieć się pojawiać w sklepie :) Pieczywo jadam okazjonalnie, więc nie sądzę by taka potrzeba zaistniała, chyba, że po warzywa. Pojechaliśmy na Bielany Wrocławskie. Po kilku godzinnych zmaganiach byliśmy po zakupach w Tesco, IKEI i Makro. Nogi bolały jak cholera ale udało się zapełnić lodówkę, w której wcześniej było tylko światło i ketchup.
Niestety pierwsze zdanie tylko pozornie było żartem, gdzieś na forum wrocławskim przeczytałam wypowiedź jednej z pań pracujących w centrach handlowych. Ponoć duża liczba całych rodzin przychodzi się po prostu "poszwędać". Czasem zastanawiam się, dlaczego Ci ludzie nie pójdą ze swoimi pociechami do parku albo nie wyjada za miasto miast ciągać je po sklepach w centrach... Ale o tym chyba jakiś czas temu wspominałam...
Oprócz tego przyznam, że przez weekend trochę się 'oczyściliśmy'. Przez cały tydzień po pracy przez jakiś czas przeglądaliśmy z mężem naszą garderobę, bibeloty, zabawki, szafę na buty, zawartość kuchni. Udało nam się 'stworzyć' ok 10 worków 120 litrowych ubrań, które są za małe, bądź się znudziły, butów, maskotek, kubków, talerzy i innych naczyń kuchennych. Znaleźliśmy organizację, która zabiera bez gadania takie rzeczy i rozdaje biednym. Bardzo mi ostatnio zależało by zredukować swoje rzeczy w mieszkaniu do minimum, a szkoda mi było wszystko zostawić na śmietniku. Na początku kontaktowałam się z innymi organizacjami charytatywnymi, ale tam zamiast chętnie udzielić wskazówki dokąd można dowieźć rzeczy to kręcili nosem! Musiałam podać co to za ubrania, dla jakiej grupy wiekowej, jakiej płci, jaki rozmiar, posortować wg tego, tego i tamtego... Byłam w szoku! Na szczęście udało nam się trafić na takich, którzy naprawdę chcą pomagać i przyjeżdżają swoim samochodem po rzeczy. Bez gadania, zaglądania brali wszystko. Teraz się nie dziwie dlaczego pomoc dla biednych ludzi jest tak znikoma...



Nic lub wiele...

Życie czasami potrafi zadziwiać. Gdy coś chcemy, jedną jedyną rzecz to niemożna się na nią naczekać. A, gdy już ta jedna rzecz się pojawi to potem w parze, w trójce, czwórce i więcej. Albo nic albo wybór, na który nie można się zdecydować. No cóż, zobaczymy co przyniesie dzień :).
Poniższe dwa zdjęcia z wczoraj ( w koszuli w kratę) i dzisiaj. Jeszcze niżej z niedzielnego wypadu do Parku Południowego.












Wszystko oprócz tego, co trzeba..

To jest tak, gdy szuka się jednej rzeczy i chodzi się po sklepach, celem jej znalezienia i zamiast tego znosi się do domu mnóstwo najróżniejszych, innych rzeczy. Tak było w moim przypadku, szukam idealnej karmelowej torebki i nie mogę znaleźć. To znaczy, w sklepach jest tego mnóstwo, ale żadna mi się nie podoba :( Zawsze, gdy potrzebuję torebki lub butów, kieruję swoje kroki do TK Maxxa. I tak zrobiłam tym razem. Miast karmelowej torebki 'wyniosłam' czerwoną. Macie czasami tak, że coś zobaczycie i już nie możecie oderwać wzorku i ciężko wyjść ze sklepu bez tej rzeczy? Ja tak miałam z pewną czerwoną torebką, we wspomnianym wyżej sklepie, podczas szukania wspomnianej jeszcze wyżej torebki. Torebka jest zaprezentowana na zdjęciach poniżej. Fajne w niej jest to, że zamek, który (mam nadzieję) widać jest rzeczywiście możliwy to zapięcia, co powoduje zwężenie torebki. Dzisiaj też szukałam i przyniosłam koszulkę, golf i koszulę... :D
Oprócz tego, dawno temu w jednym sklepie znalazłam korale, które naprawdę mi się podobały, ale cena trochę mniej. Parę dni temu, coś mnie tknęło i... były w przecenie (widoczne na ostatnim zdjęciu). Czekałam na nie z kilka miesięcy :)





Hope...

Dzisiaj tylko tyle. Jutro rano do pracy, więc niestety zdecydowanie lepiej będzie, gdy pójdę spać wcześniej niż wczoraj, czy przedwczoraj. Mam nadzieję, że szykuję się zmiany, jeśli wyjdzie to już niedługo będę mogła śmiało napisać, że życie stało się zdecydowanie bardziej kolorowe. Ale na razie cicho sza :)

Zdjęcia zaległe.

Jak wspomniałam we wcześniejszym poście dawno mnie nie było, ale nie zapomniałam porobić kilka zdjęć :)

1.


2.



3.



4.


5.



6.
To ubrałam w sobotę, w dzień postaci z bajek, ale niestety nie doczytałam, że trzeba to umieścić w ten sam dzień i jeszcze się gdzieś zgłosić.


7. 




Jak pozbyć się kataru i kilka słów o moich ulubionych kosmetykach.

Wiem, dawno nie pisałam. Na pewno nie z powodu, że znudził mi się blog, ale z co najmniej dwóch powodów: najpierw zachorowałam (nic takiego - przeziębienie), a później przez książkę. Ale wszystko po kolei.
W zeszły poniedziałek obudziłam się z obrzydliwym bólem gardła, uczuciem ciężkości w głowie i początkiem kataru. Myślałam, czy nie iść do lekarza, ale będąc szczerą, wiedziałam, że wróciłam niedawno z prawie miesięcznego urlopu (dostanie go graniczyło z cudem) i nie chciałam znikać na kolejny tydzień. Więc leczenie rozpoczęłam sama. Przyznam, że po raz pierwszy nie dałam się katarowi. Zawsze wydawało mi się, że jak już kręci w nosie, czuć pierwsze "zapchanie" to nie ma zmiłuj. A jednak. Po pierwsze codziennie po pracy przychodziłam spałam po ok 2 godziny, wstawałam, myłam się, coś poczytałam i znowu szłam spać. Chciałam się zregenerować. A co do samego kataru: kupiłam sinupret ( 3 razy dziennie po 2 tabletki). Jest trochę drogi ale naprawdę robi "coś", że katar albo znika albo przechodzi łagodniej. Do tego brałam sudafed (tabletki, które w kroplach do nosa nie mają sobie równych). Pamiętałam tylko, żeby nie pominąć żadnej porcji i się uratowałam! Miałam wrażenie, że 1,5 tygodnia próbuje mnie dopaść katar na całość, ale się nie udało. A na mocne bóle gardła polecam Orofar max. Wypróbowałam chyba wszystko, ale to nie ma sobie równych :) Z góry zaznaczam, że żadna firma farmaceutyczna nie zapłaciła mi za reklamę, nie mam z tego żadnych zysków, jedynie nadzieję, że może komuś pomogę przed dopadnięciem go paskudnej choroby.
Rzecz, o której jeszcze chciałam wspomnieć... Ostatnio miałam okazję najpierw wypróbować ( a później kupiłam) kosmetyki tzw. naturalne lub w dużej części naturalne. Sephora zaczęła "ściągać" z USA coraz dziwniejsze i w ogóle w Polsce nie znane firmy. Na szczęście rozdają próbki, można kupić wersję mini, tak, że nie mogłam tego nie wypróbować. Szczególnie, że skończył mi się mój dotychczasowy krem i chciałam zmienić go na coś nowego, lepszego. I wtedy pojawiły się te wszystkie serie bez parabenów itp. Zaczęłam najpierw od mineral flowers:


Taki zestaw zawiera krem na noc, na dzień i do mycia twarzy. Z tego, co wiem jest dla normalnej/tłustej skóry, suchej i wrażliwej. Tak mi się spodobał, że kupiłam sobie później ich żel do mycia, jest naprawdę super, a kremy mam do dzisiaj, są małe i idealnie nadają się do podróży.
Dodatkowo przy szukaniu dobrego kremu zostałam w Sephorze namówiona na coś takiego:
W celach wypromowania się był przeceniony o połowę. Ten krem jest genialny. Producent napisał na opakowaniu, że już po pierwszym razie widać rezultat. I jest to prawda. Nawilża niesamowicie i skóra po nim wydaje się, że promienieje, bije własnym światłem (absolutnie nie ma tam żadnych drobinek). Firma zwie się Grassroots i niestety u nas do kupienia jest tylko ten krem i serum z serii z żurawiną. W USA m.in. jest z pomarańczą ( wit. C)  na przebarwienia oraz z bamusa anti-redness. Mam nadzieję, że sprowadzą tego więcej bo w kremie się zakochałam.

Niedawno w poszukiwaniu idealnego szamponu i odżywki (do tej pory używałam serii loreal professionel i matrix bliolage - ale w końcu moje włosy się przyzwyczaiły) sięgnęłam po serię Yes to.... Kolejne cudo ze stanów, ma trzy serie: Yes to carrots, Yes to tomatoes i Yes to cucumbers. Dwie pierwsze do kupienia u nas. Seria pomidorowa jest dla tłustej skóry a jej szampony i odżywki dodają objętości.  Kupiłam zestaw wersji mini: szampon, odżywka, krem do twarzy i maseczka. Szampon i odżywka mnie tak zachwyciły, że kupiłam ich duże wydanie (po 500 ml). Włosy rozczesują się dużo lepiej, a po wyszuszeniu zamiast włosów mam szopę :) Ale taką pozytywną, efekt podniesienia włosów jest naprawdę widoczny. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że wg mnie ta seria jest lepsza od profesjonalnego L'oreala, szczególnie, że praktycznie nie ma w sobie żadnej chemii.


Dodatkowo kiedyś w akcji promocji sprzedawali pełnowartościowe maski do włosów z Yes to carrots za 35 zł, więc moja kolekcja tych kosmetyków nie jest najmniejsza i to dzięki promocjom.
Mam nadzieję, że opis tych kosmetyków nie zostanie źle odebrany, ale naprawdę chciałam się podzielić z czymś co uważam za świetne. Uważam, że na wielu kosmetykach można zaoszczędzić, ale jeśli chodzi o kremy do twarzy, coś co najbardziej w naszą buzię wsiąka i to dzień w dzień, noc w noc - to wolę jednak nie być oszczędna. Dodatkowo mam dość problematyczne włosy (przy nasadzie się przetłuszczają, na końcach przesuszają) i szukanie idealnego szamponu i odżywki to wręcz misja mojego życia :) Mam nadzieję, że zachęciłam kogoś do przetestowania tych kosmetyków i jak w przypadku lekarstw na katar - nie mam żadnych profitów z pisania o tych kosmetykach :)

A na zakończenie moje najnowsze odkrycie:

Bardzo, bardzo fajny puder :) U nas na targu sprzedają miniaturki (takie, które są jako testery w perfumeriach) za uwaga, 5 zł :) Dzięki takim próbkom można testować do woli wszystkie podkłady bez obawy, że wyrzuciło się dużo pieniędzy na coś co spływa bądź ma niewłaściwy kolor :)

To co lubię

Sympatyczna Gosia ze świetnego bloga Hand Made Fashion By MG zaproponowała mi zabawę, polegającą na wypisaniu 10 rzeczy, których najbardziej lubię. Chętnie to zrobię choć już wiem, że po opublikowaniu tego posta przyjdzie mi na myśl sto innych, które powinny się tu znaleźć, ale tak ma chyba każdy.
No to zaczynam :)

1. Zasypianie, gdy mój mąż leży za mną, dotykam plecami jego brzucha a pod głową mam jego rękę, a druga mnie obejmuje - szczególnie, gdy wiem, że jutro nie musimy rano wstawać.
2. Leżenie wieczorem w łóżku, przy cichej muzyce, delikatnym świetle i czytanie dobrej książki.
3. Podróż do miejsca docelowego na wakacje (ta świadomość, że przede mną X dni w świetnym miejscu)
4. Gdy jest piątek i za 10 minut koniec pracy
5. Robić zdjęcia, szczególnie ludziom i ciekawym miejscom.
6. Gdy mój mąż przygotowuje mi posiłki (robi genialne obiady).
7. Plaża i szum morza.
8. Przeskoczenie samej siebie (zawodowo/prywatnie).
9. Odwiedzanie rodziców/dziadków.
10. Gdy widzę, że napisał do mnie ktoś ukochany (np. moja najukochańsza Anetka :))

Następne osoby, które zachęcam do zabawy to:
1. Miss_Lilith z http://miss-lilith.blogspot.com/
2. Blonde shopaholic z http://blonde-shopaholic.blogspot.com/
3. Kamile z http://asmallworldoffashion.blogspot.com/
4. Rzabe z http://wynurzeniarzaby.blogspot.com/
5. Mrs L z http://dressingmrsl.blogspot.com/


Nowy wygląda bloga.

Niedawno pewna osóbka, w jednym z komentarzy, zwróciła mi uwagę, że zdjęcie na samej górze bloga jest troszkę nieaktualne. Poszłam za ciosem i prócz zmiany zdjęcia zmieniłam sobie kolor bloga i zaprojektowałam nowe "logo". Zatem dziękuję za tą uwagę, która skłoniła mnie do zmian :)
A tak w ogóle, to szkoda, że niedziela dobiega końca, a jutro trzeba znowu wstawać wcześnie rano :(

Related posts

 
MOBILE