Spacer nad Renem.

Wczoraj po raz pierwszy miałam okazję przespacerować się wzdłuż Renu. Stało się to dzięki mojej nowej koleżance, imienniczce Joasi, która również mieszka w Köln. Ponad 6 kilometrowy spacer pozwolił nam (bo był z nami też i mój mąż) zobaczyć to, co zazwyczaj widzieliśmy tylko na kartkach. Poniżej kilka zdjęć.
Swoją wędrówkę zaczęliśmy od ulicy Mülheimer Freiheit w okolicach mostu Mülheimer Brücke.



Pogoda była dosyć zimowa. Wszędzie zalegał jeszcze śnieg, a miejscami droga była dość mocno oblodzona. Krajobrazy były naprawdę ładne, ale uroku odbierała im często panująca szaruga i zbliżający się zmrok. Dość spory odcinek trasy stanowiła niemal sama linia brzegu rzeki.


Druga strona brzegu zapierała dech w piersiach po zmroku. Zdjęcia są robione zwykłym aparatem kompaktowych. Obiecuję, że wkrótce wezmę moją lustrzankę i statyw i postaram się wykonać kilka ostrzejszych fotek.


Pod Mostem Hohenzollernów znajduje się 'samozwańczy ołtarz Michaella Jacksona'. Na ścianach jest poprzyklejanych masę zdjęć, plakatów oraz listów do tegoż artysty.


Powyższe zdjęcie mnie i mojego męża zostało wykonane przez naszą sympatyczną przewodniczkę :)
Na moście jest pełno kłódek i kłodeczek z imionami par. Coś podobnego widziałam na moście wiodącym na Ostrów Tumski we Wrocławiu. Oczywiście nie w takiej ilości.


Po wycieczce zajrzeliśmy do jednego z wielu Starbucksów w centrum. Udało nam się znaleźć w miejsce w takim, najbardziej schowanym dzięki czemu nie byliśmy skazani na tłumy turystów. Planowaliśmy powrót drugim brzegiem rzeki, ale zaczęło podać, poza tym nogi trochę już dawały się we znaki :) Przyznam, że spacer był naprawdę udany.

Podsumowanie roku.

Dzisiaj jest ostatni dzień roku. Zarazem też ostatni dzień mojego mieszkania w tym mieszkaniu. Jeszcze przedwczoraj do późna nocy (a raczej wczesnego ranka wczoraj) nie mogłam usnąć gryząc się myślami. Na różne tematy. Najbardziej jednak na fakt, że nie udało nam się znaleźć dobrego mieszkania. Jednak to prawda, że o 4 nad ranem człowiek dochodzi do dziwnych wniosków i widzi swoje życie trochę inaczej. Rano było lepiej. Zostałam obudzona telefonem od męża, że znalazł mieszkanie i możemy oglądać. Mieszkanie było i tanie i fajne ale trochę mniejsze. Potem okazało się, że mamy alternatywę! Mieliśmy możliwość zamieszkania w jeszcze jednym mieszkaniu. Każde miało swoje wady i zalety, długo dyskutowaliśmy ale myślę, że podjęliśmy dobrą decyzję. 

Przeczytałam ponownie mojego pierwszego posta w 2010 roku. Uśmiechnęłam się czytając fragment  "Mam wielką nadzieję, że pod koniec roku będę mogła powiedzieć, że wreszcie mam lepszą i ciekawszą pracę :) Jeśli wszystko dobrze pójdzie do następnego Sylwestra spędzę mając nowe nazwisko u boku... męża już, a nie narzeczonego :) Wiem, że to będzie największym wydarzeniem tego roku. I mam nadzieję, że na drugim miejscu znalezienie fajnej pracy..."

Gdybym miała podsumować mój rok to na pierwszym miejscu wymieniłabym mój ślub. Nie tylko ten jeden dzień ale od dwóch miesięcy wstecz po jego datę. Poznałam rodzinę od strony męża, brałam udział w szaleńczych przygotowaniach, szycie sukienki, wymyślanie dodatków, dekoracji, szukanie fotografa... Niby nic a jednak człowiek zostaje wciągnięty w wir czegoś zupełnie nowego. To było fajne przeżycie. Później po raz pierwszy pojechałam na naprawdę długie wakacje (jako podróż poślubną), płynęłam promem do Szwecji, zobaczyłam po raz pierwszy ten piękny kraj. Zmieniły się trochę moje stosunki z rodzicami, ale w pewnym sensie na lepsze, przynajmniej dla mnie. Pod koniec roku spełniłam kolejne wielkie marzenie (dzięki mężowi) i zrezygnowałam z pracy. Teraz jestem w zupełnie innym kraju i mogę ułożyć sobie życie zupełnie na nowo. Przyznam, że to był ciekawy rok. Pełen zmian i nowych doświadczeń.

Kiedyś mój tata powiedział ciekawą rzecz. Zauważył, że w życiu jest jakoś tak, że jeśli człowiekowi coś jakby jest przeznaczone, to idąc w tym kierunku wszystko mu sprzyja. Robiąc przygotowania do tego, przechodząc przez to, wszystko idzie jak po maśle. Jeśli coś 'nie jest dla niego' to choćby  nie wiadomo co, wszystko mu będzie w tym przeszkadzało. Są dwie szkoły podejścia do przeszkód w życiu. Jedni uważają, że gdy coś przeszkadza oznacza to, że coś nie jest dla nas. Inni zaś, że w życiu powinno się nie zważać na problemy tylko iść wyznaczoną trasą. Mój tata jest człowiekiem, który myśli wg. tej drugiej filozofii ale powyższe stwierdzenie powiedział pod kątem, gdy coś idzie pomyślnie. Często z mężem śmiejemy się, że cała ta sytuacja, że jesteśmy tu w Niemczech jest jakby dla nas :) Spodziewaliśmy się sporych trudności by się tu dostać i mieć jakiś w miarę dobry start. Zabawne jest to, że w tym samym czasie w naszych pracach zrobiło się tak kiepsko, że nie myśleliśmy o niczym innym jak tylko o ucieczce stamtąd. Decyzja była tak prędka, że nie wiedzieliśmy, czy uda nam się tak szybko urwać z pracy i oddać mieszkanie (okresy wypowiedzeń). Zarówno w mojej jak i Łukasza pracy puścili nas po miesiącu, właściciel mieszkania nawet się ucieszył, że tak szybko uciekamy (bo sam chciał się przeprowadzić do mieszkania), a nowa firma męża sfinansowała nam mieszkanie na pierwszy miesiąc w Niemczech. I jakoś się udało :) 

Koniec przynudzania :) Powyższe sytuacje nie opisałam przypadkowo. Z nadchodzącym Nowym Rokiem pragnę życzyć każdemu kto to przeczyta wszystkiego najlepszego. Oby 2011 był jeszcze lepszy od poprzedniego roku. Życzę byście nie tracili nigdy nadziei, bo tak jak z moim głupim mieszkankiem, w ostatniej chwili może się okazać że wszystko jednak się uda. Czasami jest tak, że gdy czegoś w życiu zapragniemy, przychodzi nam to z mniejszą lub większą łatwością Ale są czasem rzeczy, które sprawiają kłopoty, człowiek próbuje ale ciągle coś staje mu na drodze. Życzę Wam siły i wytrwałości by jednak dokonywać pozornie niemożliwego. Pamiętajcie, że to co przychodzi z łatwością nie jest też tak do końca docenianie. Najpiękniejsze widoki są zawsze z najwyższych i najbardziej stromych gór :) Nie zapominajcie o widoku jaki może Was czekać, dzięki temu ścieżka pod górę będzie przynajmniej pełna optymizmu i w jakiś sposób prostsza. Oby w trakcie nigdy nie napadały Was wątpliwości typu 'może jednak to nie dla mnie'. 

I na koniec dziękuję wszystkim osobą, które dzielnie przez ten rok czytały moje posty, komentowały ubrania. Doceniam nawet to, że przy całym fatalnym stroju potrafiły docenić ładną torebkę i to napisać ;)
Dziękuję anonimom (i nie anonimom) za porady jak wyglądać lepiej.
Dziękuję również tym anonimom, którzy nie byli szczególnie mili  - dzięki takim komentarzom nabiera się dystansu do tego, co myślą o mnie inni.

Mam nadzieję, że nadal będę miała tych paru wiernych czytelników, którzy do każdego posta chociaż jedno zdanie od siebie napiszą. To szalenie miłe i zawsze to doceniam :) 

Tym, którzy wytrwali i wszystko przeczytali - gratuluję :)


Szczęśliwego Nowego Roku!!!!!!!!

Szary chyba nie gra ze złotem i beżem...

Znalezienie mieszkania w Köln jest istnym koszmarem. Dobrego mieszkania. Pisząc 'dobre mieszkanie' mam na myśli takie, które jest umeblowane, nie trzeba płacić prowizji maklerowi, jest w okolicy jakiś sklepów (jeden supermarket wystarczy) i jest w miarę blisko do metra. Gdybym z tych warunków usunęła prowizję maklera miałabym bogaty wachlarz najprzeróżniejszych, w różnych stopniach pięknych mieszkań. Niestety prowizje, jak dla nas, są na obecny stan nie do przyjęcia (ok 1500 - 2000 euro). Jeśli by usunąć tylko warunek, że ma być umeblowane, też znajdzie się masa mieszkań. Niemcy zamiast kupować mieszkania wolą je na wiele lat wynajmować. Sprytne, nie? Właśnie taki stan rzeczy był jednym z główniejszych powodów dla których opuściliśmy Wrocław. Nie mieliśmy ochoty wydawać miesięcznie prawie jednej pensji na kredyt mieszkaniowy. A wynajem mieszkań jest we Wrocławiu katastrofą. Ci co próbowali znaleźć coś sensownego wiedzą, wiedzą o czym mówię. Mogłam albo wydawać 3 tyś. miesięcznie na w miarę ładne mieszkanie, bądź 2000 na mieszkanie old-school, czyli meble z komunizmu a do łazienki tylko z zamkniętymi oczyma :) 
Gdyby nie ten problem mieszkaniowy może byśmy nie byli tu, gdzie jesteśmy.
W każdym razie tutaj prościej o puste mieszkanie, w rozsądnej cenie. Plusem jest to, że można je sobie urządzać jak się lubi, a gdy nam się znudzi  okolica (lub zmieni zawartość portfela), zabrać meble i w miesiąc być już gdzie indziej. Nie trzeba szukać kupców na niespłacone mieszkanie, latać po bankach etc. Moim zdaniem wygodniej. Więc, jest 30 grudnia, a my nie mamy jeszcze mieszkania od 1 stycznie. Fajnie nie? :) Dzisiaj oglądamy dwa, zobaczymy co z tego będzie.

Dwa dni temu oglądaliśmy z jedną kobietą jej liczne mieszkania. Pokazała nam mieszkania w kamienicy, którą odziedziczyła po rodzicach. Tragedia, zimno, skrzypiąca klatka schodowa, kuchnia i łazienka... nie.. lepiej nie wspominać. Potem pokazała nam jedno, sterylne mieszkanie tuż przy brzegu Renu. Nawet fajne i nawet się zdecydowaliśmy. Mieliśmy już wszystko dogadywać, ale dla pewności wspomnieliśmy o naszych trzech głupolkach (czyt. szynszyle). Babka powiedziała, że się nie zgadza na zwierzęta. Miała już wynajmujących z kotami i psami. Ponoć wszystko było zniszczone. Nie dała sobie wytłumaczyć, że szynszyle mieszkają w klatce i nie śmierdzą, nie sikają po mieszkaniu ani nic. Powiedziała, że ostatnio po jakimś psie musiała wydać 5.000 euro na odpchlenie mieszkania. Zasugerowała, że za tą zaoszczędzoną kasę możemy sobie potem kupić100 szynszyli. Że niby teraz mamy im karki ukręcić? Głupia pipa.


Żeby nie było za dużo smęcenia wklejam po dłuższym czasie znowu siebie :) Zdjęcie z wczoraj, wieczorne wyjście pozałatwiać kilka spraw. Być może torebka nie bardzo komponuje się z kurtką i chustką, które idą bardziej w kolor złoty. Za to komponuje się z szarymi kozakami. Nie jest to wg. mnie ideał dopasowanego stroju, ale jak wspomniałam większość moich ubrań i innych rzeczy jest we Wrocławiu. Co za niedługo się pewnie zmieni :)


Kurtka - c&a
Chusta - h&m
Spódnica - kappah
Torebka  - eTorebka.pl
Buty - Deichmann

Ostatnie zakupy

Udało mi się przebrnąć przez wszystkie komentarz odnośnie sukienki, które otrzymałam. Opublikowałam pierwszą część, później te, które moim zdaniem miały jakiś sens. Chciałam zrobić eksperyment, pozwalając anonimom na komentarze. Większość niosła jakieś przesłanie, w mniej lub bardziej prymitywny sposób. Nie podobało mi się jednak to, że były osoby, przy których komentarzach odnosiłam wrażenie, że ja ' muszę' się tak i tak ubierać, a nie tak jak jest na zdjęciu. Nie podoba się, gdy ktoś obcy odzywa się do mnie per 'Aśka'. Taki sposób nazywania mnie pozwalam tylko bardzo bliskim osobom. Niektórzy zapominają, że zdjęcia nierzadko zakrzywiają wygląd kolorów i faktur. Sukienka układa się dobrze na figurze. Dzięki komentarzom zaczęłam się zastanawiać, czy nie oddać jej do krawcowej celem powiększenia dekoltu. Część ze sztucznej skóry nie jest podszyta żadnym materiałem, więc myślę, że operacja powinna się udać. Dziękuję za wszystkie mądre i konstruktywne opinie.

Przed świętami udało mi się dokonać kilka zakupów ubraniowych. Oprócz jednej bluzki udało mi się wszystko uwiecznić na zdjęciach. Bluzki nie sfotografowałam, gdyż jest cała czarna, z głębszym dekoltem, posiada długie rękawy i w okolicy ramion jest marszczona. Świetnie się komponuje z sukienką. 

1. Panterkowa tunika. Znalazłam ją przypadkiem, wydawała mi się na tyle zabawna, że biorąc inne rzeczy do przymierzalni wzięłam i ją Założywszy ją wyszłam przed przebieralnie obejrzeć się w dużym lustrze. Jeszcze nigdy nie miałam czegoś takiego. Moje wątpliwości rozwiało kilka innych pań, które były w przymierzalni i stwierdziły, że wygląda na mnie fajnie :)

 Tunika - M&S

2. Spódnica.Przypadkiem wpadła w moje ręce. Od razu mi się spodobała, ale musiałam trochę pojeździć po różnych filiach sklepu, gdyż wszędzie były za duże.

Spódnica - M&S

3. Paski. W Polsce było trochę ciężej znaleźć pasek, który by dobrze na mnie leżał. Ten szary jest z M&W, a czarny z KiK.



I po świętach. Trochę o prezentach.

Po raz pierwszy święta nie minęły mi tak szybko jak zazwyczaj. Szkoda tylko, że pierwszy i drugi dzień wypadły w weekend. Inaczej byłaby możliwość spędzenia z moim mężem więcej niż 3 dni w całości razem. Trudno :)
Po raz pierwszy spędziliśmy te święta sami, bez nikogo z rodziny. Bardziej z musu niż własnego wyboru. Przyznam, że było miło, ale też trochę smutno. Często wracałam myślami do mojej rodziny. Nie polecam nikomu takich eksperymentów :) Święta to czas, który powinno się spędzić z większym gronie, z ukochanymi osobami.
Jeśli chodzi o prezenty, to muszę przyznać, że zostałam zaskoczona. Co roku mąż nie pozwala sobie na jakiekolwiek sugestie odnośnie prezentów. Twierdzi, że pod choinkę powinno dawać się niespodzianki zamiast planować, co kto dostanie. Zostałam mile zaskoczona. Ponieważ w Wigilię również mam urodziny prezentów jest zawsze ciut więcej.
Oto i one :)

Mój prezent urodzinowy. Zobaczyłam go po praz pierwszy w okolicach lipca i bardzo mi się spodobał. Nie sądziłam, że zostanie to zapamiętane.


Pod choinkę. Przyznam, że szczęka mi odpadła. Nie mówiąc już o tym, że perfekcyjnie dobrał kolory, które lubię.


I coś, co mi już od dłuższego czasu chodziło po głowie, żeby sobie kupić. Dla niewtajemniczonych: przenośny dysk twardy o pojemności 500 GB.


I na koniec prezent od mojej mamy. Przesłała mi pocztą. Bardzo mnie wzruszył :)




Jestem ciekawa, co Wy dostaliście na święta :)

Życzenia

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym życzyć Wam i Waszym rodzinom dużo ciepła, szczęścia, radości i spełnienia wszystkich marzeń :)


Zamiast kartek z internetu wklejam zdjęcia z mojego okna:


Sukienka

Próba 'ujarzmienia' sukienki. W sumie nie wiem na ile mi wyszło....


Zima

Niestety zima dotarła nawet tutaj. Niżej pokazany strój jest z wczoraj. Wczorajszy dzień był obity w opady mokrego śniegu. Z tego, co wiem, wszystkie drogi dojazdowe i wyjazdowe z Kolonii były zakorkowane. Chodziło się fatalnie. Było zimno, a musieliśmy udać się do centrum założenia sobie konta, kupienia kartek świątecznych i załatwienia kilku innych spraw. Tym razem starałam ubrać się bardziej ciepło niż funkcjonalnie. Buty z mustanga, które są całe w grubym futrze, do tego ciepłe skarpety. Dzięki temu, gdy niestety jeden z butów mi przemókł nie czułam zimna w stopę. Muszę koniecznie wstąpić do Deichmanna, gdyż mają świetny spray blokujący przemakanie butów. Do tego bawełniane getry i dżinsową spódnicę. Celowo nie zakładałam spodni, gdyż nie znoszę, gdy nogawki aż do łydki mam mokre. Kurtka jest ciepła i nieprzemakalna. Na szczęście udało mi się znaleźć taką, która nie wygląda jak jedne z tych  puchowych (z przeszyciami w kratę lub poziome pasy) okropieństw. Ma głęboki kaptur obszyty dookoła futrem. Kurtka zapina się po samą szyję dzięki temu zamiast ciepłego szalika mogłam użyć dość grubej i szerokiej chusty ze sklepu indyjskiego. Pod kurtkę włożyłam ciepły sweter i bluzkę z długim rękawem. Zimą celowo nie zakładam ubrań z bawełny, gdyż gdy człowiek się spoci bawełna wchłania pot i go trzyma. Niestety nie mam zbyt wiele ubrań ze sobą, przyjadą później. Do kurtki ze złotymi elementami nie pasowała mi żadna z moich dwóch szarych (szczególnie, że obie mają srebrne elementy). Moją czerwoną, o której już wcześniej pisałam spięłam zamkiem. Ma ona tę właściwość, że można ją wydłużać. Gdy jest długa z przodu widnieje ozdobny elegancki zamek. Niestety nie pasował do sportowego charakteru stroju, więc musiałam go schować zmniejszając torebkę. Mając czerwoną torebkę wybór padł na szal w kolorze czerwonym (mam jeszcze taką czarną) i pasujące do tego rękawiczki. Myślę, że wyszło ciepło, kolorowo i w miarę ciekawie :)



Po świętach, gdy zaczną się wyprzedaże, a śnieg nie stopnieję wybiorę się na poszukiwania torebki w kolorze butów. Mój mąż zaproponował dlaczego nie butów w kolorze torebki :) Uważam, że kobiety w czerwonych  kozakach wyglądają jak bociany :)

Na koniec chciałam się 'pochwalić' pewnym postępem :) Jeszcze niedawno moja szynszyla Zuzia trzymana na rękach spieprzała, gdzie pieprz rośnie przy byle okazji. Teraz lubi leżeć w rękach i np wcinać swój ulubiony przysmak, czyli migdała :)

Golarka do ubrań, nowy szminko-flamaster i lakier wszystkomatujący :)

Dzisiaj nie będzie o ubraniach, a przynajmniej nie wystąpią w roli głównej :)
Jakiś czas temu przeczytałam na blogu Mr Vintage ciekawy post na temat golarek do ubrań. Swoją drogą jest to świetny blog nie tylko dla mężczyzn. Uważam, że świetnie nadaje się dla kobiet, które kupują swoim mężczyznom (lub im w tym pomagają) ubranie. Blog nie stanowi tylko dziennika zestawów ubraniowych jego autora, ale oprócz pokazywania najnowszych trendach można znaleźć takie porady jak dobre prasowanie koszuli, jakiej długości powinny być spodnie i rękawy, czy jak pielęgnować skórzane obuwie.
Wracając do tematu golarki do ubrań. Mam kilka swetrów, które uwielbiam, a wstyd mi je nosić ze względu na zmechacenie. Wtedy 'w ręce' wpadł mi wyżej wymieniony post. Korzystając z okazji wstąpiłam do Saturna i kupiłam jedną z dostępnych tam golarek (remington, 10euro). Przyznam, że efekt mnie zaskoczył sweter wygląda jak nowy i znów mogę go z chęcią nosić. Próbowałam w miarę dobrze ująć to na zdjęciu.
Lewy rękaw jest po operacji golenia, ten po prawej przed.


Drugą rzeczą, o której chciałam napisać, jest, że kupiłam nietypową szminkę. Tu, na rynku niemieckim, jest ona całkowitą nowością. Czy w Polsce też jest? Przynajmniej polska strona producenta nic o tym nie mówi. Szminka jest firmy Maybelline - color sensational. Jej innowacja polega na tym, że przypomina pisak - marker. Jak byłam małą dziewczynką, widząc jak mama maluje się szminką, chciałam ją naśladować. Zrobiłam to w tak ułomny sposób, że pomalowałam sobie usta.. swoim czerwonym flamastrem - obrzydliwe. W każdym razie szminka polega na tym samym. Jest w formie flamastra. Najpierw można nią b. łatwo obrysować kontur ust, a następnie je wypełnić. Jest tak lekka, że jej nie czuć (zupełnie jakby się pomalowało flamastrem). Wtapia się w usta i nie ma żadnych wyczuwalnych śladów. Nawet na kubkach, czy szklankach nie pozostawia śladu. Każda inna szminka zostawia na ustach powłokę, ta nie :) Szminkę kupiłam w kolorze 'shy red'. Ostatnio spodobały mi się czerwone szminki, wydaje mi się, że mi pasują. Poniżej przedstawiam żałosną próbę sfotografowania moich ust oraz kilka ujęć samej szminki :)


 


Jeszcze jedną interesującą rzeczą, którą 'zdobyłam' jest lakier z firmy essence ( 1,50 euro). Jest to przeźroczysty lakier, który zamienia każdą powierzchnię na matową. Wypróbowałam. Faktycznie, każdy lakier na paznokciach, który pociągnęłam tym nowym lakierem stał się absolutnie matowy. Naprawdę godne polecenia :)



Moje nowe zdobycze, tralalalalaa :)

Po śniegu nie ma już śladu, na dworze do tej pory robiło się coraz cieplej. Podobno śnieg tutaj to rzadkość, ostatnim razem wystąpił wiele, wiele lat temu. Mama mi opowiadała, że gdy kiedyś mieszkaliśmy w Niemczech to nie mieliśmy czegoś takiego jak kozaki. Zimy były tak ciepłe, że wszyscy chodzili w półbutach. Gdy pierwszy raz po wielu latach jechaliśmy do Polski na święta nie mieliśmy ze sobą innego obuwia. Mama twierdzi, że ludzie patrzyli na nas z politowaniem, gdy po śniegu szliśmy w jesiennym obuwiu :)
Teraz już rozumiem skąd te braki. Choć ostatnie zimy są tak ostre, że nawet tutaj oberwie się trochę śniegu. Jestem zmarzluchem i cieszę się, że tutaj nie jest tak zimno.
Wracając do tematu :) Ostatnio zwiedzając kolejną dzielnicę miasta natknęłam się na ciekawy sklep o nazwie M&S. Zainteresowała mnie reklama "Wszystkie rozmiary w tej samej cenie. Rozmiar 38 - 54". Sklep ma pełno ubrań w moim stylu, po raz pierwszy niemal wszystko mi się podobało :) Obiecałam sobie, że przez jakiś czas powstrzymam się z zakupami odzieżowymi ale tym razem nie dotrzymałam postanowienia. Do przymierzalni weszłam z całkiem sporej wielkości naręczem ubrań. Przysięgam, że ograniczałam się tylko do tych rzeczy, które mi się wyjątkowo podały :) Do kasy podeszłam z dwoma sztukami. Muszę przyznać, że nie tylko ubrania mają świetne, ale obsługę również. Miło móc podczas płacenia pogawędzić sobie z sympatyczną sprzedawczynią. Poniżej przedstawiam moje nabytki:

Zanim przystąpicie do oglądania, proszę by prezentowane rzeczy nie były brane pod uwagę pod kątem całości ubioru. Obie rzeczy założyłam na to, w czym aktualnie byłam. Więc średnio dopasowana reszta ubiory jest przypadkowa a nie przemyślany 'ałtfit' :). Zestawienia z tymi rzeczami będą później :)

Sukienka. Cały przód jest ze sztucznej skóry. Jest dosyć sztywna więc nie pozwala wszelkim fałdką ujrzeć światła dziennego :) Tylna część boków i tył są z rozciągającego się materiału. Celowo wybrałam rozmiar większy niż noszę na co dzień by materiał nie musiał się w  żadnym miejscu rozciągać. Nad brzuchem posiada dwie kieszonki na ozdobny zamek, umieszczone pod skosem. Ma półokrągły dekolt i jest bez rękawów. Sukienka była przeceniona na 15 euro (60 zł) wooohoooo!



Sweter. Jest zrobiony z miliona warstw, które są falowane, obszyte koronkami. Zdjęcie nie oddaje jego uroku. Jest ciemniejszy i cieplutki. Zapinany jest od wewnątrz na trzy guziczki (podobne do tych występujących w budrysówkach). Sweter niestety nie był w przecenie i kosztował 40 euro.




Zdjęcie poniżej przedstawia jak wyglądałam w dzień zakupów :) Oczywiście w mojej ukochanej spódnicy. Posłuchałam rad mądrzejszych i założyłam ją do krótszej góry. Mam nadzieję, że wyszło pozytywnie :)


A poniżej zestaw z któregoś z wcześniejszych dni. Wreszcie założyłam torebkę, którą kupiłam jakiś dłuższy czas temu i nie mogłam się zabrać za przenosiny z jednej do drugiej. Muszę przyznać, że świetna torebka. Pojemna i dobrze się nosi. Torebkę kupiłam poprzez stronę etorebka.


Oglądając powyższe zdjęcie przypomniała mi się pewna ciekawa rzecz. Płaszcz, który mam na sobie kupiłam w H&Mie. Znalazłam go podczas zakupów z moją przyjaciółką, która na stałe mieszka w Londynie. Tego dnia akurat odwiedziła mnie we Wrocławiu i poszłyśmy pozaglądać do pobliskich sklepów. Byłam akurat na etapie szukania płaszcza na zimę i ten wydał mi się ciekawy. Niestety cena mnie powaliła z nóg. Z tego, co pamiętam cena oscylowała przy ok 450 zł. Trochę dużo za czarny, skromny płaszcz. Wtedy Aneta, podpowiedziała mi bym się wstrzymała, a ona sprawdzi w Londynie te płaszcze. Wstrzemięźliwość okazała się niezwykle korzystna, gdyż w Londynie te same płaszcze kosztowały 150 zł mniej (bez przeceny). Udało jej się jeszcze zdobyć jakiś voucher na H&M i w efekcie płaszcz kosztował mnie ok 250 zł. Do dziś nie mogę znaleźć wytłumaczenia dlaczego tam ubrania z tej samej firmy są dużo tańsze. Z tego, co usłyszałam to w UK ten sklep jest traktowany dla biedniejszych ludzi.

Szaro-fioletowo po raz drugi.

Za oknem od paru godzin pada śnieg. Ma to swój urok. Okolica jest cicha, śnieg powolutku opada na ziemię. Wiatr nie wieje i krajobraz nie pozwala nie pomyśleć o świętach. Z głośników sączą dźwięki muzyki adwentowej i naprawdę czuję, że jeszcze chwila i będzie Wigilia. Nie ma przesadnych mrozów dzięki czemu przyjemnie wyjść na wieczorny spacer. Dzisiaj jednak postanowiliśmy zostać w domu i w spokoju obejrzeć film na DVD, który parę dni temu zakupiłam. Ucieszyłam się jak dziecko, gdyż w Polsce nawet nie zapowiadają, że go wydadzą.
Poniższy zestaw jest z dnia wczorajszego. Udaliśmy się do urzędu żeby się zameldować. Niestety bez powodzenia, musimy wpierw przetłumaczyć na niemiecki nasz akt ślubu. 
Wspomniany zestaw jest bardzo podobny do poprzedniego. Różni się w sumie tylko bluzką, która jest zdecydowanie mniej ciepła od golfu. Myślę, że taki krój jest da mnie o wiele lepszy. Mogłam sobie na nią pozwolić, gdyż jechaliśmy autem. Jednak wczoraj było na tyle ciepło, że mogłam chodzić z odpiętym płaszczem i nie czułam chłodu. Przyjemne są zimy, gdy nie trzeba przemykać skulonym z miejsca w miejsce.
Prócz tego włożyłam szare kozaki, pasujące kolorystycznie do torebki, której tu nie widać.


Parę dni temu przeglądając Glamoura (niemieckiego) natknęłam się na reklamę lakierów do paznokci firmy ArtDeco. Urzekła mnie ich kolorystyka, matowe w odcieniach szarości, brązów i bakłażanu. Niemieckiego Glamour kupowałam w miarę regularnie w Empiku. Zawsze ubolewałam, że nie mogłam dokonać zakupów przez nich reklamowanych towarów. Tym razem było inaczej. Przedstawiam poniżej zdjęcie reklamy, a jeszcze niżej mój pierwszy zakup zainspirowany gazetą. Wybrałam odcień szarości i nie zawiodłam się. Wygląda naprawdę rewelacyjnie. Koszt wynosi 10 euro (ok 40 zł). Jeśli ktoś miałby okazję, to proszę o sprawdzenie, czy można te lakiery również kupić w Polsce (ja kupiłam w Douglas) i w jakiej cenie.




Chciałabym się jeszcze 'pochwalić' moim odkryciem, któremu nie mogłam się oprzeć. Spacerując po osiedlu natknęłam się na małą kwiaciarnię, która w swojej ofercie miała choinki pokryte sztucznym śniegiem. Jak się później okazało choinki są prawdziwe. Pokrycie śniegiem jest tak gęste, że od razu naszły mnie wspomnienia. Obecnie jedna z choinek trafiła do mojego domu. Patrząc na nią widzę przed oczyma moje wyprawy z tatą zimą w góry. Choinki są tam na całej powierzchni pokryte grubą warstwą śniegu, co daje niesamowity, bajkowy klimat. Tak jak moja. Mój tato zawsze kochał tego typu widoki i ta miłość mi się udzieliła. Więc choinka przypomina mi nasze zimowe wędrówki po górach. Zimowy górski krajobraz i mojego tatę.

Cieszę się, że do auta podczas przeprowadzki udało mi się przemycić kilka bożonarodzeniowych akcesoriów. Dzięki temu mieszkanie nabiera o wiele cieplejszego wyrazu.

Mikołaj dla szynszyli :)

W moim poprzednim poście wspomniałam, że podczas przeprowadzki musieliśmy się pozbyć klatki dla szynszyli. Klatka była naprawdę spora i maluchy miały sporo miejsca do zabawy. Niestety z powodu jej gabarytów za nic nie chciała się zmieścić do auta tak by i inne rzeczy mogły w nim pozostać. Duża klatka wylądowała na śmietniku a szynszyle zamieszkały na dwa dni w transporterku. Oczywiście podczas naszego noclegu w Bolesławcu przełożyliśmy szynszyle do innej klatki. Tak się składa, że zostawiliśmy 'na wszelki wypadek' inną, mniejszą klatkę. Niestety zapomnieliśmy, że szynszyle urosły i klatka pozwalała im zaledwie na kilka 'kicnięć'. Do dziś żałuję trochę, że nie mogliśmy znaleźć sposobności by ta klatka przywędrowała z nami. Pamiętam jak na targu przy Wielkim Młynie we Wrocławiu udało nam się wytargować ją za całe 30 zł. Wcześniej mieszkał w niej królik. Była kwadratowa (ok 1mx1m) i również sporo wysoka.
W Niemczech zdziwił mnie brak sklepów zoologicznych w centrach handlowych. Początkowo tam właśnie szukaliśmy tego typu sklepów celem zakupienia ściółki i pokarmu dla naszych małych przyjaciół. Dopiero później dowiedziałam się, że inne kraje patrzą trochę z politowaniem na pomysł Polski, że w centrach handlowych można kupić chomika, kota czy psa. Nie ma nic złego w sprzedawaniu pokarmu natomiast zwierzęta są przesadą. Podobno wiele ludzi nabywa zwierzaka pod wpływem impulsu pomiędzy kupnem nowej pary butów a garsonką. Tutaj sklepy zoologiczne są w osobnych miejscach. Dzięki temu kupno zwierzaka wiąże się ze specjalną przejażdżką do sklepu zoologicznego. Tutaj zakupom nie grozi już impulsywność.
Po dłuższym szperaniu w sieci udało mi się znaleźć całkiem porządną sieć sklepów zoologicznych Fressnapf. Sklep jest naprawdę świetnie zaopatrzony pod kątem każdego typu zwierząt. Dopiero tu w Niemczech miałam spory wybór ściółek, siana, trocin, klatek, domków, środków do czyszczenia klatek(!), piasków i wiele wiele innych. Nieoceniona stała się fachowa pomoc sprzedawców, którzy dawali naprawdę świetne rady odnośnie jakości i przydatności różnych akcesoriów dla zwierząt. Gdy już nabyliśmy wszystko, co nam było potrzebne, niechcący nasz wzrok padł na klatki... I znów wybór był dość spory, a ceny wcale nie najgorsze. Trafiliśmy na promocję i za 35 euro (140 zł) kupiliśmy klatkę o wymiarach 120x59x50.  Dodatkowo dokupiliśmy domek z drzewa z korą, którą szynszyle kochają obgryzać. W efekcie za 65 euro (260 zł) szynszyle otrzymały klatkę, domek, piasek i jedzenie. Nasze zakupy akurat zbiegły się z Mikołajem, więc możemy  to potraktować, że jak wzorowi rodzice kupiliśmy swoim pociechom prezent :) Szynszyle ze stanu "wegetatywnego" w klatce od razu wyraźnie odżyły. Zaczęły skakać, biegać i bawić się. Przyznam, że nieprzyjemnie się patrzyło, gdy przez ten tydzień męczyły się w mikroskopijnej klatce, która dla jednej szynszyli jest zbyt mała. Naszym kolejnym zadaniem jest znalezienie za jakieś 1 - 2 miesiące woliery, dzięki którym maluchy będą mogły się wspinać aż po sam sufit. Oto kilka zdjęć z chwili po przeniesieniu do nowej klatki:






Dzisiaj po rano po całonocnych harcach wyglądały zaspane, a zarazem zaciekawione z domku :)



Nowe mieszkanie jest przynajmniej o 20m2 większe od poprzedniego, co daje mi swobodną możliwość robienia zdjęć.
Poniższy zestaw założyłam na niedzielne wyjście do centrum handlowego. Na razie się uczymy miasta, co i gdzie się znajduje. Z powodu niskich temperatur zaczynamy od obiektów zamkniętych. Ponieważ w centrach handlowych jest ciepło mogłam sobie pozwolić na nieco lżejszy zestaw.Do wełnianej czerwonej sukienki z golfem włożyłam czarne kryjące rajstopy oraz botki. Botki wyjątkowo nie nadają się na zimę co okryłam podczas przejścia z bloku na parking. Mają gładką cienką podeszwę oraz są zamszowe. Nijak nadają się więc na śnieg i lód. Są to buty typowo na okres jesienno-wiosenny.  Do zestawu dodałam chustkę w panterkę oraz jesienny płaszcz. Nie miałam ochoty wkładać zimowego płaszcza, gdyż w sklepie bardzo szybko miałabym ochotę go zdjąć.


Poniższy zestaw miałam na sobie kilka dni temu. Wiem, że golfy są dla mnie kiepskim rozwiązaniem. Jednak przy obecnych temperaturach ciężko mi włożyć coś innego, w czym byłoby mi równie ciepło. Nie miałam możliwości zabrania ze sobą wszystkich ubrań z Polski dlatego zdecydowałam się na te najpraktyczniejsze (czyt najcieplejsze). Staram się na ten moment powstrzymywać z jakimikolwiek odzieżowymi zakupami. Wiedząc, że golf skraca szyję starałam się złagodzić nieco efekt wkładając do niego szary sweter w szpic. Nie mogłam sobie podarować by założyć rajstopy o identycznym kolorze, co golf. Do tego spódnica pod kolor swetra i wysokie kozaki. Tej zimy zdecydowanie lepiej się czuję w spódnicach i grubych rajstopach niż spodniach, które co rusz musiałam podciągać. Moim zdaniem płaszcz, który zakrywa spódnicę (lub równa się jej długości) połączony z kozakami wygląda o wiele bardziej kobieco i ciekawie niż oklepany zestaw kurtka + spodnie. Razi mnie ostatnio połączenie eleganckiego ubioru z kurtkami puchowymi różnej długości. Wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem jest włożenie płaszcza z grubszym swetrem.

Ubolewam trochę nad jakością tego zdjęcia. Wyszło trochę za ciemne. W rzeczywistości kolory szare są tu dużo jaśniejsze, a fiolety bardziej nasycone. Pozostaje mi mieć jedynie nadzieję, że Wasze monitory wyświetlają owe zdjęcie trochę lepiej niż mój.

Pozdrawiam,
Asia

Related posts

 
MOBILE