Dlaczego w Polsce jest gorzej?

Weekend majowy miałam okazję spędzić blisko granic, zarówno czeskiej jak i niemieckiej. O Niemczech nie mam zamiaru się rozpisywać bo wiadomo jak tam jest. Z tego na ile się orientuję w historii w Czechach też był komunizm, trwał podobnie jak u nas i tak jak my, musieli się z niego dźwigać. Nie mogę zrozumieć dlaczego tam jest inaczej.. lepiej? Wystarczy przekroczyć granice a drogi wyglądają jakby ktoś je oddał parę tygodni temu do użytku. Ale nie o tym chcę pisać. Pojechaliśmy do małego miasteczka, takiego, gdzie podobno mieszka 100 tysięcy ludzi. Zobaczyłam Tesco i tak jakoś postanowiłam tam zajrzeć... Gdyby ktoś wprowadził mnie do tego sklepu z zasloniętymi oczami, po czym wewnątrz odsłoniwszy je zapytał, w jakim sklepie jestem powiedziałabym, że coś w stylu delikatesy Almy.. Pełen bajer.. Ale najlepsze miało mnie dopiero spotkać. Ponieważ Tesco to miało dwa poziomy, zjechałam na ten niższy i .. tam oczy mi już całkiem wyszły z Orbit... Na dole był dział z ubraniami, butami i kosmetykami. Ale to nie były porozrzucane lub powieszone byle jak rzeczy, szare matowe kafelki i Pani w okropnym fartuchu, która liczty dokładnie ile tych drogich i luksusowych uubrań wzięłam do kabiny, by ich czasem nie ukraść. Jeśli ktoś kojarzy Peek&Kloppenpurg (mam nadzieję, że dobrze napisałam) i Sephorę, to niech wyobrazi sobie mix tych sklepów... Marek ubrań było o wiele więcej niż tylko Cherokee i F&F. Wszystko idealnie równiutko poukładane, każda marka miała jakby swój "kącik" oddzielona od innych optycznie eleganckimi szafeczkami, wieszakami i lustrami. A propo luster, kafelki tak błyszczały, że mogłam się w nich przejrzeć dodatkowo punktowe oświetlenie i błyszczące ściany... U nas buty wiszą na wieszakach i czasem trzeba wcisnąć między niektóre sztuki głowę żeby sprawdzić, czy jest odpowiedni rozmiar a tam... szklane półki, buty wyesponowane po jednej sztuce, poniżej pudełka(!) z innymi rozmiarami. Deichmann czy CCC się do tego nie umywały. A kosmetyki.. no jak w sephorze. I nie było tam kas z ruchomymi ladami... Co kilka metrów kasy ze stołem jak w normalnych sklepach odzieżowych.. A kabiny do przymierzalni .. marzenie :) Ogromne pomieszczenia zamykane na eleganckie szklane (barwione) drzwi z dużymi pięknymi lustrami...
Wczoraj byłam u nas w tesco... Kolejki do zwykłych kas, ubrania rzucane na ladzie między pomidorami a workiem z mięsem. Na dziale z ubraniami wszystko wszędzie, zero układania... Kolejka do drewnianych przymierzalni...

Co sprawia, że tam nawet zwykłe tesco wygląda tak elegancko jak mały sklep tutaj...

Znalazłam w internecie kilka zdjęć opisanego wyżej Tesco w Liberec.

Odzież:





Wejście do części z odzieżą:



Odzież, kosmetyki:




Część z żywnością:









Moje jedyne zdjęcie z Pragi (jako, że ja byłam fotografem):


I dwa zaległe. Poniżej, gdy jeszcze była piękna pogoda, czyli bodajże piątek przed majówką:

Zastanawiałam się, czy publikować to zdjęcie. Ale tak się ubieram, gdy mi się nic nie chce :) Ale też jakaś inspiracja dla mnie na później, gdy znowu nie będę wiedziała, co na siebie włożyć :)


SATC

Jak dobrze, że już weekend. Przynajmniej dla mnie, wzięłam sobie sprytnie jutrzejszy dzień wolny za sobotę i mam dłuższy weekend. W pracy mogę pojawić się dopiero we wtorek, więc przede mną kilka dni wysypiania się. Przynajmniej taką mam nadzieję :) Poniżej zdjęcie z mojego dzisiejszego ubrania. Ostatnio podobają mi się ubrania noszone w Sex and the city i te buty jakoś mi przypominają te, które nosi Carrie Bradshaw. Tylko, że ona nosi dużo wyższe, w których ja bym się chyba po paru metrach jak długa wyłożyła :) W każdym razie niedługo wchodzi do kin druga część, a ja wprost nie mogę się doczekać :)


Poniższe ubranie jest w zupełnie innym stylu i oczywiście w żaden sposób nie przypomina już SATC :) Ale są dni, gdy po prostu ma się ochotę ubrać najwygodniej jak się da :)


Poniższe zdjęcia są z niedzieli. Udało nam się odkryć miejsce we Wrocławiu, gdzie prawie nikt nie chodzi! Jest cicho, nie słychać za bardzo aut. Dużo zieleni, jeziorka i błogi spokój...  Oczywiście nie zdradzę, co to za miejsce :D




Zielono mi :)


Po zmianie pogody na lepsze dopiero parę dni temu wyciągnęłam wielki worek próżniowy z moimi wiosenno-letnimi rzeczami schowanymi z wielkim żalem na początku zimy. To było niemal jak wielkie zakupy, co drugą rzecz oglądając myślałam "ale fajne, ja takie coś miałam?" Całkiem przyjemne. Polecam schować coś na pół roku, jaka później jest radość, gdy to się wyciągnie. Nie schowałam jeszcze zimowych rzeczy, choć zimowe buty musiałam wynieść do piwnicy. Mam ich chyba z tysiąc i po prostu wszystkie nie mieszczą mi się do szafki (sic!) Nie rozpoczęłam jeszcze procesu wyjmowania butów wiosennych i letnich, ale podejrzewam, że radość będzie podobna :):)
Dzisiaj sobie uświadomiłam, że za trzy miesiące będę już żoną mojego lubego :) Zaczęłam się trochę stresować, ale projekt sukienki jest już u krawcowej, pod koniec maja moja pierwsza przymiarka. Sen z powiek spędzają mi buty i welon, których jeszcze nie wybrałam... Nie wiem, czy chcę welon, a co do butów to podejrzewam, że nie chcę białych. Być może będą takie pod kolor kwiatów lub biżuterii.  Na szczęście jest internet i mam nadzieję, że coś mnie zainspiruje :)

Takie o. :)

Tak poszłam dzisiaj rano do pracy. Dół normalny więc nie warto było utrwalać :)

Kolorowe stopy dziś mam.

Całość w sumie nudna, dlatego dla odmiany postanowiłam założyć kontrastujące buty i skarpetki.
Fajnie, że jest jakaś alternatywna dla "przeźroczystych" skarpetek/podkolanówek/pończoch/rajstop/itp.
Bluzka ma dla mnie wartość sentymentalną, dostałam ją niedawno od mojej babci, która nosiła ją jak była w moim wieku lub nawet młodsza. Trochę przypomina mi górę od piżamy, ale co tam :)



Kilka zaległych...

Znów byłam mało systematyczna, przez co przychodzi mi wklejać po kilka zdjęć.
Przepraszam, ale dzisiaj zbyt dużego opisu nie będzie. Wiadomo.




Ja i szynszyla. Albo raczej szynszyla i ja.

Dzisiaj nie miałam na nic pomysłu, zdjęcie zrobiłam z rozpędu, dopiero jak zobaczyłam to stwierdziłam, a co mi tam, pokażę :) Głównym bohaterem zdjęcia jest moja szynszyla Tosia :) Tosia ma jakieś 1,5 roku mieszka w klatce z dwoma siostrzyczkami, jedną prawdziwą, a drugą doszywaną :) Ogólnie wszystkie trzy są strasznymi rozrabiakami i głównym powodem, że prawie na każdym moim zdjęciu na podłodze jest pełno siana. Po prostu nocą je rozrzucają, a ja zdjęcia robię rano :)

Kolejnych zaległych trzy...

Ostatni nie potrafię być systematyczna i wklejać każdorazowo zdjęć. Przez te zmiany pogodowe jestem jakoś wykończona i może dlatego. Ale za to dzisiaj trzy na raz :)



Dwa zaległe...

 Stwierdziłam, że buty zostawię i .. od razu mogłam użyć, gdyż wczoraj było chłodniej, a jutro szykuje się kolejne ochłodzenie... Nie żebym się cieszyła na zimę ;)



Moje nowe nabytki...

Dzisiaj mieliśmy urlop i postaraliśmy się żeby spędzić go bardziej wyjątkowo.. ale o tym w następnym poście.
Dzisiaj i wczoraj nabyłam kilka nowych rzeczy i z jedną z nich mam pewne wątpliwości.

Od jakiegoś czasu "chodziły za mną" buty aż Luke (mój luby) nie kazał mi ich kupić :). No i wczoraj stało się, a dzisiaj taka pogoda... I zastanawiam się, czy warto je zatrzymać, czy oddać. Na taką pogodę? Chyba jest już za ciepło... Czy ktoś może mi coś doradzić? Zostawić/oddać? :)

(śmieci na podłodze są związane z moimi szynszylami, które narozsypywały siano, którego nie zdążyłam jeszcze odkurzyć)



Kolejnym nabytkiem był żakiet w TK Maxx za.... 27 zł.... Dawno nie byłam tak szczęśliwa mogąc coś tak tanio w tak fajnym sklepie kupić :) Przy okazji widać buty :)



Dzisiaj w SH kupiłam czarną kurtkę i bluzkę w cekiny. Tę drugą muszę trochę zwęzić i będzie w sam raz ... by świecić w pracy ;)



I kilka drobniejszych rzeczy:



A dzisiaj tak wyglądałam :)



Gdy nie wiem, które zdjęcie wkleić... [a tak w ogóle - nie pasują mi buty]

... wklejam wszystkie :) Czasami trudno wybrać to jedno jedyne, na którym jakoś wyglądam ;) A tak na poważnie to czasem warto zastanowić się przed wyjściem niż potem żałować, że się czegoś nie dobrało... Nic mnie tak nie denerwuje jak źle dobrane buty do ubrania.
Dzisiaj miałam bad-fitted-shoes-day.

I dopadł mnie fryzjer :)

Jak większości wiadomo, co pewien stały określony okres czasu należy się wybrać do fryzjera. U mnie jest to 1,5 miesiąca. Obiecałam sobie już dawno temu, że będę przestrzegała tego czasu, nie żałowała czasu ani pieniędzy na odświeżenie swoich włosów i jak na razie obietnicy dotrzymuję :) Oprócz tego, że włosy są w dużo lepszej formie jest jeszcze kilka innych plusów systematycznego chodzenia do fryzjera: lubię gdy nie muszę nic mówić, a fryzjerka do mnie "Asieńko, tak jak zwykle?". I o to właśnie chodzi :)
Poniższe zdjęcie zrobiłam sobie przed chwilą, gdyż mój luby poszedł zwiedzać nowootwartą siłownię tuż przez ulicę. Ale myślę, że widać jak super się układają. Szkoda, że po umyciu już tak nie będzie ;p.



Poniżej zdjęcie z dzisiejszego ranka. Miałam coś w stylu bad-hair day, a raczej I-don't-care-I-am-going-to-the-hairdresser-tonight day :) Ale za to kolejna chustka z wyprzedaży ;)

I jeszcze jedno! Nigdy nie dajcie się fotografować z góry jak ja się dałam. Wygląda kiepsko :D



Mój setny post.

Jeeej, to mój setny post :)
Mój nowy sweter, który już wcześniej zaprezentowałam i chustka, jedna z tych wyprzedażowych (jeszcze mam z 5 - więc będzie o czym pisać).
U babci na imienino-urodzinach byłam, prezent zakupiłam. Dla zainteresowanych: różowa bluzka koszulowa i komplet perfum z dezodorantem. Ponoć się podoba ;) Było fajnie bo odwiedziłam znowu kota :)

Dostałam wypłatę, więc kupiłam nowy sweter.. :)

Tak jak w tytule. Ale miało być zupełnie inaczej. Moją misją było znalezienie prezentu na babci siedemdziesiąte urodziny. Chodziłam zdesperowana od sklepu do sklepu, aż nie zaszłam do TK Maxx. No i znalazłam coś ładnego, z tą różnicą, że dla mnie, a nie dla babci :( Sweterek mi się bardzo spodobał, szczególnie, że jego wielkie guziki są zrobione z grubej masy perłowej.
Do piątku muszę coś kupić babci, a ja nie wiem, co :(



Zaległe kilka...

Dziękuję wszystkim, którzy mieli jakieś zdanie na post wcześniej zadaną  dyskusję. Ja również uważam, że nic nie powinno być usprawiedliwieniem od umycia siebie i włosów :) A makijaż to jak już kto uważa, ja bym i tego nie odpuściła :)






Taki mały temat do dyskusji, gdyby ktoś chciał...

Będąc u kosmetyczki, o której w poprzednim poście pisałam zaczęłyśmy rozmawiać na różne tematy. W pewnym momencie padł temat dzieci kontra dbanie o siebie. Jak na razie dzieci nie posiadam więc jak to jest, mogę jedynie dowiadywać się od innych. Mam w pracy koleżankę, która po kilka dni z rzędu chodzi w tych samych ubraniach, na włosach jej czasem można by już usmażyć dość sporą ilość frytek, a na twarzy wątpię, by chociaż krem był... Kiedyś delikatnie zagadnięta z oburzeniem odpowiedziała, że jak to! Ona ma dwójkę dzieci i kiedy niby ma się malować i ładnie ubierać. Woli pospać15 minut dłużej niż zrobić sobie makijaż Kiedyś mają spotkanie służbowe postanowiła się nico odmienić i pomalować oraz ubrać porządniej. Wyglądał prześlicznie... Czy naprawdę tak to jest? Gdy mamy dzieci nasz wygląd, zadbanie schodzi na drugi plan?
Moja rozmówczyni twierdziła, że ona też ma malutkiego dzieciaka a ma czas i na włosy, i na makijaż, i na ubrania... Mam nadzieję, że to nie jest reguła, jak zachowuje się koleżanka z pracy, ponieważ perspektywa dzieci powoduje w takim razie u mnie mieszane uczucia...

A na koniec zdjęcie, by blog przykładnie ubraniowym był :)




Related posts

 
MOBILE