Po śniegu nie ma już śladu, na dworze do tej pory robiło się coraz cieplej. Podobno śnieg tutaj to rzadkość, ostatnim razem wystąpił wiele, wiele lat temu. Mama mi opowiadała, że gdy kiedyś mieszkaliśmy w Niemczech to nie mieliśmy czegoś takiego jak kozaki. Zimy były tak ciepłe, że wszyscy chodzili w półbutach. Gdy pierwszy raz po wielu latach jechaliśmy do Polski na święta nie mieliśmy ze sobą innego obuwia. Mama twierdzi, że ludzie patrzyli na nas z politowaniem, gdy po śniegu szliśmy w jesiennym obuwiu :)
Teraz już rozumiem skąd te braki. Choć ostatnie zimy są tak ostre, że nawet tutaj oberwie się trochę śniegu. Jestem zmarzluchem i cieszę się, że tutaj nie jest tak zimno.
Wracając do tematu :) Ostatnio zwiedzając kolejną dzielnicę miasta natknęłam się na ciekawy sklep o nazwie M&S. Zainteresowała mnie reklama "Wszystkie rozmiary w tej samej cenie. Rozmiar 38 - 54". Sklep ma pełno ubrań w moim stylu, po raz pierwszy niemal wszystko mi się podobało :) Obiecałam sobie, że przez jakiś czas powstrzymam się z zakupami odzieżowymi ale tym razem nie dotrzymałam postanowienia. Do przymierzalni weszłam z całkiem sporej wielkości naręczem ubrań. Przysięgam, że ograniczałam się tylko do tych rzeczy, które mi się wyjątkowo podały :) Do kasy podeszłam z dwoma sztukami. Muszę przyznać, że nie tylko ubrania mają świetne, ale obsługę również. Miło móc podczas płacenia pogawędzić sobie z sympatyczną sprzedawczynią. Poniżej przedstawiam moje nabytki:
Zanim przystąpicie do oglądania, proszę by prezentowane rzeczy nie były brane pod uwagę pod kątem całości ubioru. Obie rzeczy założyłam na to, w czym aktualnie byłam. Więc średnio dopasowana reszta ubiory jest przypadkowa a nie przemyślany 'ałtfit' :). Zestawienia z tymi rzeczami będą później :)
Sukienka. Cały przód jest ze sztucznej skóry. Jest dosyć sztywna więc nie pozwala wszelkim fałdką ujrzeć światła dziennego :) Tylna część boków i tył są z rozciągającego się materiału. Celowo wybrałam rozmiar większy niż noszę na co dzień by materiał nie musiał się w żadnym miejscu rozciągać. Nad brzuchem posiada dwie kieszonki na ozdobny zamek, umieszczone pod skosem. Ma półokrągły dekolt i jest bez rękawów. Sukienka była przeceniona na 15 euro (60 zł) wooohoooo!
Sweter. Jest zrobiony z miliona warstw, które są falowane, obszyte koronkami. Zdjęcie nie oddaje jego uroku. Jest ciemniejszy i cieplutki. Zapinany jest od wewnątrz na trzy guziczki (podobne do tych występujących w budrysówkach). Sweter niestety nie był w przecenie i kosztował 40 euro.
Zdjęcie poniżej przedstawia jak wyglądałam w dzień zakupów :) Oczywiście w mojej ukochanej spódnicy. Posłuchałam rad mądrzejszych i założyłam ją do krótszej góry. Mam nadzieję, że wyszło pozytywnie :)
A poniżej zestaw z któregoś z wcześniejszych dni. Wreszcie założyłam torebkę, którą kupiłam jakiś dłuższy czas temu i nie mogłam się zabrać za przenosiny z jednej do drugiej. Muszę przyznać, że świetna torebka. Pojemna i dobrze się nosi. Torebkę kupiłam poprzez stronę etorebka.
Oglądając powyższe zdjęcie przypomniała mi się pewna ciekawa rzecz. Płaszcz, który mam na sobie kupiłam w H&Mie. Znalazłam go podczas zakupów z moją przyjaciółką, która na stałe mieszka w Londynie. Tego dnia akurat odwiedziła mnie we Wrocławiu i poszłyśmy pozaglądać do pobliskich sklepów. Byłam akurat na etapie szukania płaszcza na zimę i ten wydał mi się ciekawy. Niestety cena mnie powaliła z nóg. Z tego, co pamiętam cena oscylowała przy ok 450 zł. Trochę dużo za czarny, skromny płaszcz. Wtedy Aneta, podpowiedziała mi bym się wstrzymała, a ona sprawdzi w Londynie te płaszcze. Wstrzemięźliwość okazała się niezwykle korzystna, gdyż w Londynie te same płaszcze kosztowały 150 zł mniej (bez przeceny). Udało jej się jeszcze zdobyć jakiś voucher na H&M i w efekcie płaszcz kosztował mnie ok 250 zł. Do dziś nie mogę znaleźć wytłumaczenia dlaczego tam ubrania z tej samej firmy są dużo tańsze. Z tego, co usłyszałam to w UK ten sklep jest traktowany dla biedniejszych ludzi.