Zdjęcia. Dużo zdjęć.

tym poście pisałam o kilku nowych rzeczach, które zakupiłam. Był tam m.in. opis bluzki oraz zdjęcie spódnicy. Dziś po prostu prezentuję obie rzeczy razem. Trochę żałuję, że nie kupiłam mniejszej bluzki. Wtedy wydawała mi się dobra, dziś jestem przekonana, że rozmiar (lub dwa) mniejsza wyglądałaby znacznie lepiej. Była by też krótsza. A tak muszę ją wkładać do spódnicy żeby wyglądało w miarę przyzwoicie. Do zestawu botki. Nie mogę już patrzeć na kozaki. Na szczęście śniegu już nie ma więc od biedy mogę w nich chodzisz. Są jednak zamszowe, co się na deszczu nie sprawdza. W zdjęciach niższych prezentuję raz jeszcze płaszcz, w towarzystwie nowych ubrań. Jeśli macie wrażenie, że jest lekko przybrudzony - nie mylicie się. Niestety zobaczyłam ów efekt dopiero teraz, przy pomniejszaniu zdjęć. Skutki targania drewnianych skrzynek w OBI :) Mam nadzieję, że nie dałam zbyt mało zdjęć ;)

Bluzka - KIK
Spódnica - M&S
Płaszcz - c&a
Buty - New Look
Korale - Pretty Girl
Szal - ciucholand
Pasek - c&a
Getry - c&a

Moja super wypaśna skrzynka z narzędziami.

Jak już wcześniej pisałam przyjechaliśmy z małą ilością rzeczy. Do dzisiaj nie potrafię zrozumieć naszej decyzji o zostawieniu wszystkich narzędzi w Polsce. Chyba mieliśmy nadzieję, że każemy sobie przywieźć nasze graty w ciągu jednego miesiąca. Efekt jest taki, że jesteśmy tu już drugi miesiąc i specjalnie za tym, co zostało nie tęsknimy. Daje to trochę do myślenia, że człowiek jednak otacza się masą niepotrzebnych rzeczy. Brakuje nam na tyle mało rzeczy, że nie warto zasypywać się wszystkimi. W każdym razie jak wspomniałam wcześniej nie mieliśmy żadnych narzędzi. Nie wiem co nas, a raczej mnie podkusiło. Trochę przecena owej rzeczy, trochę, to, że jest jajcarska i trochę jej użyteczność. Przedstawiam profesjonalną skrzynkę z naszymi nowymi narzędziami:
 Zauważcie, że wszystko jest. Dwa śrubokręty, w tym krzyżak, niezbędny do rozkręcania komputera, młotek, nożyczki, kleszcze, małe śrubokręty, nóż, miarka, gwoździe i różowe korki rozporowe. Słitaaaśne :D Przynajmniej jest połączenie praktyki i zabawy :)

Wczoraj wybraliśmy się niemal na cały dzień do centrum. Mąż mój znalazł jakiś niezmiernie ciekawy (dla niego) sklep z różnymi kabelkami i wytyczył nam misterną trasę różnymi liniami metra żeby dotrzeć tam w jak najkrótszym czasie. Najciekawsza była jego mina, gdy się okazało, że sklep był bardzo blisko centrum a jedną linią się oddaliliśmy a drugą wróciliśmy :D. Żadnego kabelka oczywiście nie kupił, bo nie było :)
Ciekawostką jest fakt, że wczoraj (sobota) było 16 stopni. Założyłam swój nowy płaszcz i pod niego zwykłą bawełnianą koszulkę i mi było za ciepło. Do torebki profilaktycznie wrzuciłam sweter, ale nie musiałam go wyciągać. Siedzieliśmy do późnych godzin nad Renem i nie poczuliśmy ani troszkę chłodu. Dodatkowo odkryłam nowy napój, coca cola waniliowa. Pyszna :)
Dzisiaj było trochę zimniej. Mieliśmy pojechać nad Ren porobić jeszcze raz te same zdjęcia, które zrobiłam ostatnio. Wzięłam lustrzankę, statyw ale po wyjściu okazało się, że jest zimno, jakoś tak nieprzyjemnie. Skończyło się że poszliśmy na kebab w okolicy i wróciliśmy :)

Nowe zakupy

Zasugerowałam się jednym z wcześniejszych komentarzy, że dobrze by na mnie leżał czarny płaszcz ściągany w pasie paskiem. Takowy znalazłam przedwczoraj i dokonałam zakupu. W domu prężyłam się przed lustrem na wszystkie możliwe sposoby i stwierdziłam: nie!. Wcale mi takie coś nie pasuje, nie podoba mi się jak jestem ściągnięta w grubym płaszczu paskiem. Porobiłam zdjęcia, których lepiej nawet nie będę wklejać Korzystając z dobrodziejstwa sklepu, że towar w ciągu 14 dni można oddać, pozbyłam się tego paskudztwa. Stwierdziłam jednak, że nowy płaszcz wspaniale działa na humor i szukałam dalej. Jako, że oferta była bardzo szeroka w moim ulubionym sklepie, przymierzyłam mnóstwo płaszczy. Wybór padł na pierwszy przymierzony. Moja przyjaciółka już dwa lata temu mi sugerowała, że czarne, szare i brązowe płaszcze są nudne i bym poszukała czegoś kolorowego. I mam. Fioletową budrysówkę. Ma odpinany kaptur, wydaje się być ciepła i w przeciwieństwie do poprzedniego płaszcza jestem do niej przekonana i nie mogę się doczekać by w niej wyjść. Oczywiście nie jest przewiązywana w pasie. 
Płaszcz - C&A

Dzisiaj temperatura sięgała 10 stopni ( w okolicach 21 - 9 stopni) więc wreszcie mogłam ubrać się troszkę lżej. Wystarczyła bawełniana bluzka i czarny cienki sweter. 
Bluzka - Takko
Sweter - C&A
Spódnica - kappahl
Getry, skarpety - Tesco
Pasek - C&A

Korzystając, że jestem w centrum porobiłam kilka zakupów kosmetycznych, które planowałam od dłuższego czasu:












1. Baza pod cienie Art Deco - tego nie muszę opisywać, bo chyba każdy zna :) Jedyna i prawidłowa baza po cienie :)
2. Podkład Xperience Max Factor - przyznam, że im się naprawdę udał. Dosyć dobrze kryje, a zarazem nie czuć go na skórze jest jakby lekki.
3. Kredka eye khol firmy Mac (kolor prunella) - dostałam ją podczas makijażu ślubnego od mojej przyjaciółki. Żadna kredka nie wywołała u mnie tyle zachwytu. Jest mięciutka, kreska nią jest bajecznie łatwa, ma piękny kolor i długo się trzyma. Moim zdaniem warto wydać na nią ciut więcej.

Sweter ujarzmiony :)

We wtorek wybraliśmy się mężem do Pizzy Hut. We Wrocławiu wręcz przepadałam za tym miejscem, a szczególnie za pizzą Texas (uzależnia!). Przyznam, że na naszej pierwszej prawdziwej randce wylądowaliśmy nawet w tym lokalu :). Przyznam, że w niemieckiej Pizzy Hut poczułam lekki zawód. Pizze są inne niż w Polsce, nie ma tych z różnych zakątków świata ( Texas, Marakesz itp.). Nie było też baru sałatkowego. Skończyło się na wersji pół na pół BBQ z hawajką. Była pyszna, ale niestety to nie to co w Polsce. Poniżej moje kreacje na to 'wielkie' wyjście :). Sweter już pokazywałam wcześniej zaraz po jego zakupie (razem ze 'skórzaną' sukienką). Myślę, że w takiej kombinacji wygląda trochę lepiej.

Biała bluzka - c&a
czarny sweter - tk maxx
dłuższy sweter - m&s
spódnica - tesco
buty - deichmann
pasek - m&s


Poniżej przedstawiam moją czapkę. Mam aż całą jedną, ale za to jaką ;)

Recenzja - maybelline lasting drama gel eyeliner 24h

Przeglądając mój katalog ze zdjęciami przeznaczonymi na blog zauważyłam niżej wklejone zdjęcie. Co za tym idzie, że miałam w zamiarze napisać krótką recenzję. Parę miesięcy temu zobaczyłam ten eyeliner na jakiejś stronie, która pokazywała kosmetyki maybelline, które mają wyjść w 2011. Przyuważyłam ten eyeliner i obiecałam sobie, że kupię go, gdy tylko się pojawi. Spotkała mnie miła niespodzianka, gdyż w Niemczech jest on już od dłuższego czasu. Niestety trudno go dostać (udało dopiero się w Müller). Długo nie mogłam się zdecydować pomiędzy czarnym a 'black ping diamonds'. W końcu wybrałam ten drugi i nie żałuję. Jest to w zasadzie czarny eyeliner, który ma maleńkie mieniące się na różowo drobinki. Drobinki te nie osypują się ale dają delikatny efekt. Gdy po raz pierwszy użyłam tego produktu stwierdziłam, że już nigdy nie wrócę do kredek. Niestety musiałam złamać to postanowienie, gdyż wersje kolorystyczne są dość ubogie (czarny, brązowy i wspomniany czarny z drobinkami). Eyeliner ma konsystencję cienia w kremie, do opakowania dołączony jest pędzelek. Pędzelek pozwala na zrobienie precyzyjnej kreski (jest dobrej jakości). Używam go na przemian z cieńszym (sephora) do eyelinera. W zależności jaki chcę w danym momencie uzyskać efekt. Eyeliner utrzymuje się długo i łatwiej można nim narysować ładną kreskę niż kredką. Nie wiem jaki będzie/jest koszt w Polsce, ale tutaj zapłaciłam za niego 8 euro ( ok 32 zł), co moim zdaniem jest jeszcze dość przyzwoitą ceną za dobry kosmetyk. Należy pamiętać, że dołączony jest do niego bardzo fajny pędzelek, który nam raczej zostanie na zawsze :) Ważny jest też fakt, że kosmetyk jest niesamowicie wydajny, do namalowania pojedynczej kreski zużywamy naprawdę niewielką jego ilość. Wręcz śladową :)

Na poniższym zdjęciu starałam się uwiecznić mój pierwszy efekt użycia eyelinera oraz jego zdjęcia 'na żywo'.


Spacer nad Renem.

Wczoraj po raz pierwszy miałam okazję przespacerować się wzdłuż Renu. Stało się to dzięki mojej nowej koleżance, imienniczce Joasi, która również mieszka w Köln. Ponad 6 kilometrowy spacer pozwolił nam (bo był z nami też i mój mąż) zobaczyć to, co zazwyczaj widzieliśmy tylko na kartkach. Poniżej kilka zdjęć.
Swoją wędrówkę zaczęliśmy od ulicy Mülheimer Freiheit w okolicach mostu Mülheimer Brücke.



Pogoda była dosyć zimowa. Wszędzie zalegał jeszcze śnieg, a miejscami droga była dość mocno oblodzona. Krajobrazy były naprawdę ładne, ale uroku odbierała im często panująca szaruga i zbliżający się zmrok. Dość spory odcinek trasy stanowiła niemal sama linia brzegu rzeki.


Druga strona brzegu zapierała dech w piersiach po zmroku. Zdjęcia są robione zwykłym aparatem kompaktowych. Obiecuję, że wkrótce wezmę moją lustrzankę i statyw i postaram się wykonać kilka ostrzejszych fotek.


Pod Mostem Hohenzollernów znajduje się 'samozwańczy ołtarz Michaella Jacksona'. Na ścianach jest poprzyklejanych masę zdjęć, plakatów oraz listów do tegoż artysty.


Powyższe zdjęcie mnie i mojego męża zostało wykonane przez naszą sympatyczną przewodniczkę :)
Na moście jest pełno kłódek i kłodeczek z imionami par. Coś podobnego widziałam na moście wiodącym na Ostrów Tumski we Wrocławiu. Oczywiście nie w takiej ilości.


Po wycieczce zajrzeliśmy do jednego z wielu Starbucksów w centrum. Udało nam się znaleźć w miejsce w takim, najbardziej schowanym dzięki czemu nie byliśmy skazani na tłumy turystów. Planowaliśmy powrót drugim brzegiem rzeki, ale zaczęło podać, poza tym nogi trochę już dawały się we znaki :) Przyznam, że spacer był naprawdę udany.

Podsumowanie roku.

Dzisiaj jest ostatni dzień roku. Zarazem też ostatni dzień mojego mieszkania w tym mieszkaniu. Jeszcze przedwczoraj do późna nocy (a raczej wczesnego ranka wczoraj) nie mogłam usnąć gryząc się myślami. Na różne tematy. Najbardziej jednak na fakt, że nie udało nam się znaleźć dobrego mieszkania. Jednak to prawda, że o 4 nad ranem człowiek dochodzi do dziwnych wniosków i widzi swoje życie trochę inaczej. Rano było lepiej. Zostałam obudzona telefonem od męża, że znalazł mieszkanie i możemy oglądać. Mieszkanie było i tanie i fajne ale trochę mniejsze. Potem okazało się, że mamy alternatywę! Mieliśmy możliwość zamieszkania w jeszcze jednym mieszkaniu. Każde miało swoje wady i zalety, długo dyskutowaliśmy ale myślę, że podjęliśmy dobrą decyzję. 

Przeczytałam ponownie mojego pierwszego posta w 2010 roku. Uśmiechnęłam się czytając fragment  "Mam wielką nadzieję, że pod koniec roku będę mogła powiedzieć, że wreszcie mam lepszą i ciekawszą pracę :) Jeśli wszystko dobrze pójdzie do następnego Sylwestra spędzę mając nowe nazwisko u boku... męża już, a nie narzeczonego :) Wiem, że to będzie największym wydarzeniem tego roku. I mam nadzieję, że na drugim miejscu znalezienie fajnej pracy..."

Gdybym miała podsumować mój rok to na pierwszym miejscu wymieniłabym mój ślub. Nie tylko ten jeden dzień ale od dwóch miesięcy wstecz po jego datę. Poznałam rodzinę od strony męża, brałam udział w szaleńczych przygotowaniach, szycie sukienki, wymyślanie dodatków, dekoracji, szukanie fotografa... Niby nic a jednak człowiek zostaje wciągnięty w wir czegoś zupełnie nowego. To było fajne przeżycie. Później po raz pierwszy pojechałam na naprawdę długie wakacje (jako podróż poślubną), płynęłam promem do Szwecji, zobaczyłam po raz pierwszy ten piękny kraj. Zmieniły się trochę moje stosunki z rodzicami, ale w pewnym sensie na lepsze, przynajmniej dla mnie. Pod koniec roku spełniłam kolejne wielkie marzenie (dzięki mężowi) i zrezygnowałam z pracy. Teraz jestem w zupełnie innym kraju i mogę ułożyć sobie życie zupełnie na nowo. Przyznam, że to był ciekawy rok. Pełen zmian i nowych doświadczeń.

Kiedyś mój tata powiedział ciekawą rzecz. Zauważył, że w życiu jest jakoś tak, że jeśli człowiekowi coś jakby jest przeznaczone, to idąc w tym kierunku wszystko mu sprzyja. Robiąc przygotowania do tego, przechodząc przez to, wszystko idzie jak po maśle. Jeśli coś 'nie jest dla niego' to choćby  nie wiadomo co, wszystko mu będzie w tym przeszkadzało. Są dwie szkoły podejścia do przeszkód w życiu. Jedni uważają, że gdy coś przeszkadza oznacza to, że coś nie jest dla nas. Inni zaś, że w życiu powinno się nie zważać na problemy tylko iść wyznaczoną trasą. Mój tata jest człowiekiem, który myśli wg. tej drugiej filozofii ale powyższe stwierdzenie powiedział pod kątem, gdy coś idzie pomyślnie. Często z mężem śmiejemy się, że cała ta sytuacja, że jesteśmy tu w Niemczech jest jakby dla nas :) Spodziewaliśmy się sporych trudności by się tu dostać i mieć jakiś w miarę dobry start. Zabawne jest to, że w tym samym czasie w naszych pracach zrobiło się tak kiepsko, że nie myśleliśmy o niczym innym jak tylko o ucieczce stamtąd. Decyzja była tak prędka, że nie wiedzieliśmy, czy uda nam się tak szybko urwać z pracy i oddać mieszkanie (okresy wypowiedzeń). Zarówno w mojej jak i Łukasza pracy puścili nas po miesiącu, właściciel mieszkania nawet się ucieszył, że tak szybko uciekamy (bo sam chciał się przeprowadzić do mieszkania), a nowa firma męża sfinansowała nam mieszkanie na pierwszy miesiąc w Niemczech. I jakoś się udało :) 

Koniec przynudzania :) Powyższe sytuacje nie opisałam przypadkowo. Z nadchodzącym Nowym Rokiem pragnę życzyć każdemu kto to przeczyta wszystkiego najlepszego. Oby 2011 był jeszcze lepszy od poprzedniego roku. Życzę byście nie tracili nigdy nadziei, bo tak jak z moim głupim mieszkankiem, w ostatniej chwili może się okazać że wszystko jednak się uda. Czasami jest tak, że gdy czegoś w życiu zapragniemy, przychodzi nam to z mniejszą lub większą łatwością Ale są czasem rzeczy, które sprawiają kłopoty, człowiek próbuje ale ciągle coś staje mu na drodze. Życzę Wam siły i wytrwałości by jednak dokonywać pozornie niemożliwego. Pamiętajcie, że to co przychodzi z łatwością nie jest też tak do końca docenianie. Najpiękniejsze widoki są zawsze z najwyższych i najbardziej stromych gór :) Nie zapominajcie o widoku jaki może Was czekać, dzięki temu ścieżka pod górę będzie przynajmniej pełna optymizmu i w jakiś sposób prostsza. Oby w trakcie nigdy nie napadały Was wątpliwości typu 'może jednak to nie dla mnie'. 

I na koniec dziękuję wszystkim osobą, które dzielnie przez ten rok czytały moje posty, komentowały ubrania. Doceniam nawet to, że przy całym fatalnym stroju potrafiły docenić ładną torebkę i to napisać ;)
Dziękuję anonimom (i nie anonimom) za porady jak wyglądać lepiej.
Dziękuję również tym anonimom, którzy nie byli szczególnie mili  - dzięki takim komentarzom nabiera się dystansu do tego, co myślą o mnie inni.

Mam nadzieję, że nadal będę miała tych paru wiernych czytelników, którzy do każdego posta chociaż jedno zdanie od siebie napiszą. To szalenie miłe i zawsze to doceniam :) 

Tym, którzy wytrwali i wszystko przeczytali - gratuluję :)


Szczęśliwego Nowego Roku!!!!!!!!

Szary chyba nie gra ze złotem i beżem...

Znalezienie mieszkania w Köln jest istnym koszmarem. Dobrego mieszkania. Pisząc 'dobre mieszkanie' mam na myśli takie, które jest umeblowane, nie trzeba płacić prowizji maklerowi, jest w okolicy jakiś sklepów (jeden supermarket wystarczy) i jest w miarę blisko do metra. Gdybym z tych warunków usunęła prowizję maklera miałabym bogaty wachlarz najprzeróżniejszych, w różnych stopniach pięknych mieszkań. Niestety prowizje, jak dla nas, są na obecny stan nie do przyjęcia (ok 1500 - 2000 euro). Jeśli by usunąć tylko warunek, że ma być umeblowane, też znajdzie się masa mieszkań. Niemcy zamiast kupować mieszkania wolą je na wiele lat wynajmować. Sprytne, nie? Właśnie taki stan rzeczy był jednym z główniejszych powodów dla których opuściliśmy Wrocław. Nie mieliśmy ochoty wydawać miesięcznie prawie jednej pensji na kredyt mieszkaniowy. A wynajem mieszkań jest we Wrocławiu katastrofą. Ci co próbowali znaleźć coś sensownego wiedzą, wiedzą o czym mówię. Mogłam albo wydawać 3 tyś. miesięcznie na w miarę ładne mieszkanie, bądź 2000 na mieszkanie old-school, czyli meble z komunizmu a do łazienki tylko z zamkniętymi oczyma :) 
Gdyby nie ten problem mieszkaniowy może byśmy nie byli tu, gdzie jesteśmy.
W każdym razie tutaj prościej o puste mieszkanie, w rozsądnej cenie. Plusem jest to, że można je sobie urządzać jak się lubi, a gdy nam się znudzi  okolica (lub zmieni zawartość portfela), zabrać meble i w miesiąc być już gdzie indziej. Nie trzeba szukać kupców na niespłacone mieszkanie, latać po bankach etc. Moim zdaniem wygodniej. Więc, jest 30 grudnia, a my nie mamy jeszcze mieszkania od 1 stycznie. Fajnie nie? :) Dzisiaj oglądamy dwa, zobaczymy co z tego będzie.

Dwa dni temu oglądaliśmy z jedną kobietą jej liczne mieszkania. Pokazała nam mieszkania w kamienicy, którą odziedziczyła po rodzicach. Tragedia, zimno, skrzypiąca klatka schodowa, kuchnia i łazienka... nie.. lepiej nie wspominać. Potem pokazała nam jedno, sterylne mieszkanie tuż przy brzegu Renu. Nawet fajne i nawet się zdecydowaliśmy. Mieliśmy już wszystko dogadywać, ale dla pewności wspomnieliśmy o naszych trzech głupolkach (czyt. szynszyle). Babka powiedziała, że się nie zgadza na zwierzęta. Miała już wynajmujących z kotami i psami. Ponoć wszystko było zniszczone. Nie dała sobie wytłumaczyć, że szynszyle mieszkają w klatce i nie śmierdzą, nie sikają po mieszkaniu ani nic. Powiedziała, że ostatnio po jakimś psie musiała wydać 5.000 euro na odpchlenie mieszkania. Zasugerowała, że za tą zaoszczędzoną kasę możemy sobie potem kupić100 szynszyli. Że niby teraz mamy im karki ukręcić? Głupia pipa.


Żeby nie było za dużo smęcenia wklejam po dłuższym czasie znowu siebie :) Zdjęcie z wczoraj, wieczorne wyjście pozałatwiać kilka spraw. Być może torebka nie bardzo komponuje się z kurtką i chustką, które idą bardziej w kolor złoty. Za to komponuje się z szarymi kozakami. Nie jest to wg. mnie ideał dopasowanego stroju, ale jak wspomniałam większość moich ubrań i innych rzeczy jest we Wrocławiu. Co za niedługo się pewnie zmieni :)


Kurtka - c&a
Chusta - h&m
Spódnica - kappah
Torebka  - eTorebka.pl
Buty - Deichmann

Ostatnie zakupy

Udało mi się przebrnąć przez wszystkie komentarz odnośnie sukienki, które otrzymałam. Opublikowałam pierwszą część, później te, które moim zdaniem miały jakiś sens. Chciałam zrobić eksperyment, pozwalając anonimom na komentarze. Większość niosła jakieś przesłanie, w mniej lub bardziej prymitywny sposób. Nie podobało mi się jednak to, że były osoby, przy których komentarzach odnosiłam wrażenie, że ja ' muszę' się tak i tak ubierać, a nie tak jak jest na zdjęciu. Nie podoba się, gdy ktoś obcy odzywa się do mnie per 'Aśka'. Taki sposób nazywania mnie pozwalam tylko bardzo bliskim osobom. Niektórzy zapominają, że zdjęcia nierzadko zakrzywiają wygląd kolorów i faktur. Sukienka układa się dobrze na figurze. Dzięki komentarzom zaczęłam się zastanawiać, czy nie oddać jej do krawcowej celem powiększenia dekoltu. Część ze sztucznej skóry nie jest podszyta żadnym materiałem, więc myślę, że operacja powinna się udać. Dziękuję za wszystkie mądre i konstruktywne opinie.

Przed świętami udało mi się dokonać kilka zakupów ubraniowych. Oprócz jednej bluzki udało mi się wszystko uwiecznić na zdjęciach. Bluzki nie sfotografowałam, gdyż jest cała czarna, z głębszym dekoltem, posiada długie rękawy i w okolicy ramion jest marszczona. Świetnie się komponuje z sukienką. 

1. Panterkowa tunika. Znalazłam ją przypadkiem, wydawała mi się na tyle zabawna, że biorąc inne rzeczy do przymierzalni wzięłam i ją Założywszy ją wyszłam przed przebieralnie obejrzeć się w dużym lustrze. Jeszcze nigdy nie miałam czegoś takiego. Moje wątpliwości rozwiało kilka innych pań, które były w przymierzalni i stwierdziły, że wygląda na mnie fajnie :)

 Tunika - M&S

2. Spódnica.Przypadkiem wpadła w moje ręce. Od razu mi się spodobała, ale musiałam trochę pojeździć po różnych filiach sklepu, gdyż wszędzie były za duże.

Spódnica - M&S

3. Paski. W Polsce było trochę ciężej znaleźć pasek, który by dobrze na mnie leżał. Ten szary jest z M&W, a czarny z KiK.



I po świętach. Trochę o prezentach.

Po raz pierwszy święta nie minęły mi tak szybko jak zazwyczaj. Szkoda tylko, że pierwszy i drugi dzień wypadły w weekend. Inaczej byłaby możliwość spędzenia z moim mężem więcej niż 3 dni w całości razem. Trudno :)
Po raz pierwszy spędziliśmy te święta sami, bez nikogo z rodziny. Bardziej z musu niż własnego wyboru. Przyznam, że było miło, ale też trochę smutno. Często wracałam myślami do mojej rodziny. Nie polecam nikomu takich eksperymentów :) Święta to czas, który powinno się spędzić z większym gronie, z ukochanymi osobami.
Jeśli chodzi o prezenty, to muszę przyznać, że zostałam zaskoczona. Co roku mąż nie pozwala sobie na jakiekolwiek sugestie odnośnie prezentów. Twierdzi, że pod choinkę powinno dawać się niespodzianki zamiast planować, co kto dostanie. Zostałam mile zaskoczona. Ponieważ w Wigilię również mam urodziny prezentów jest zawsze ciut więcej.
Oto i one :)

Mój prezent urodzinowy. Zobaczyłam go po praz pierwszy w okolicach lipca i bardzo mi się spodobał. Nie sądziłam, że zostanie to zapamiętane.


Pod choinkę. Przyznam, że szczęka mi odpadła. Nie mówiąc już o tym, że perfekcyjnie dobrał kolory, które lubię.


I coś, co mi już od dłuższego czasu chodziło po głowie, żeby sobie kupić. Dla niewtajemniczonych: przenośny dysk twardy o pojemności 500 GB.


I na koniec prezent od mojej mamy. Przesłała mi pocztą. Bardzo mnie wzruszył :)




Jestem ciekawa, co Wy dostaliście na święta :)

Życzenia

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym życzyć Wam i Waszym rodzinom dużo ciepła, szczęścia, radości i spełnienia wszystkich marzeń :)


Zamiast kartek z internetu wklejam zdjęcia z mojego okna:


Sukienka

Próba 'ujarzmienia' sukienki. W sumie nie wiem na ile mi wyszło....


Zima

Niestety zima dotarła nawet tutaj. Niżej pokazany strój jest z wczoraj. Wczorajszy dzień był obity w opady mokrego śniegu. Z tego, co wiem, wszystkie drogi dojazdowe i wyjazdowe z Kolonii były zakorkowane. Chodziło się fatalnie. Było zimno, a musieliśmy udać się do centrum założenia sobie konta, kupienia kartek świątecznych i załatwienia kilku innych spraw. Tym razem starałam ubrać się bardziej ciepło niż funkcjonalnie. Buty z mustanga, które są całe w grubym futrze, do tego ciepłe skarpety. Dzięki temu, gdy niestety jeden z butów mi przemókł nie czułam zimna w stopę. Muszę koniecznie wstąpić do Deichmanna, gdyż mają świetny spray blokujący przemakanie butów. Do tego bawełniane getry i dżinsową spódnicę. Celowo nie zakładałam spodni, gdyż nie znoszę, gdy nogawki aż do łydki mam mokre. Kurtka jest ciepła i nieprzemakalna. Na szczęście udało mi się znaleźć taką, która nie wygląda jak jedne z tych  puchowych (z przeszyciami w kratę lub poziome pasy) okropieństw. Ma głęboki kaptur obszyty dookoła futrem. Kurtka zapina się po samą szyję dzięki temu zamiast ciepłego szalika mogłam użyć dość grubej i szerokiej chusty ze sklepu indyjskiego. Pod kurtkę włożyłam ciepły sweter i bluzkę z długim rękawem. Zimą celowo nie zakładam ubrań z bawełny, gdyż gdy człowiek się spoci bawełna wchłania pot i go trzyma. Niestety nie mam zbyt wiele ubrań ze sobą, przyjadą później. Do kurtki ze złotymi elementami nie pasowała mi żadna z moich dwóch szarych (szczególnie, że obie mają srebrne elementy). Moją czerwoną, o której już wcześniej pisałam spięłam zamkiem. Ma ona tę właściwość, że można ją wydłużać. Gdy jest długa z przodu widnieje ozdobny elegancki zamek. Niestety nie pasował do sportowego charakteru stroju, więc musiałam go schować zmniejszając torebkę. Mając czerwoną torebkę wybór padł na szal w kolorze czerwonym (mam jeszcze taką czarną) i pasujące do tego rękawiczki. Myślę, że wyszło ciepło, kolorowo i w miarę ciekawie :)



Po świętach, gdy zaczną się wyprzedaże, a śnieg nie stopnieję wybiorę się na poszukiwania torebki w kolorze butów. Mój mąż zaproponował dlaczego nie butów w kolorze torebki :) Uważam, że kobiety w czerwonych  kozakach wyglądają jak bociany :)

Na koniec chciałam się 'pochwalić' pewnym postępem :) Jeszcze niedawno moja szynszyla Zuzia trzymana na rękach spieprzała, gdzie pieprz rośnie przy byle okazji. Teraz lubi leżeć w rękach i np wcinać swój ulubiony przysmak, czyli migdała :)

Golarka do ubrań, nowy szminko-flamaster i lakier wszystkomatujący :)

Dzisiaj nie będzie o ubraniach, a przynajmniej nie wystąpią w roli głównej :)
Jakiś czas temu przeczytałam na blogu Mr Vintage ciekawy post na temat golarek do ubrań. Swoją drogą jest to świetny blog nie tylko dla mężczyzn. Uważam, że świetnie nadaje się dla kobiet, które kupują swoim mężczyznom (lub im w tym pomagają) ubranie. Blog nie stanowi tylko dziennika zestawów ubraniowych jego autora, ale oprócz pokazywania najnowszych trendach można znaleźć takie porady jak dobre prasowanie koszuli, jakiej długości powinny być spodnie i rękawy, czy jak pielęgnować skórzane obuwie.
Wracając do tematu golarki do ubrań. Mam kilka swetrów, które uwielbiam, a wstyd mi je nosić ze względu na zmechacenie. Wtedy 'w ręce' wpadł mi wyżej wymieniony post. Korzystając z okazji wstąpiłam do Saturna i kupiłam jedną z dostępnych tam golarek (remington, 10euro). Przyznam, że efekt mnie zaskoczył sweter wygląda jak nowy i znów mogę go z chęcią nosić. Próbowałam w miarę dobrze ująć to na zdjęciu.
Lewy rękaw jest po operacji golenia, ten po prawej przed.


Drugą rzeczą, o której chciałam napisać, jest, że kupiłam nietypową szminkę. Tu, na rynku niemieckim, jest ona całkowitą nowością. Czy w Polsce też jest? Przynajmniej polska strona producenta nic o tym nie mówi. Szminka jest firmy Maybelline - color sensational. Jej innowacja polega na tym, że przypomina pisak - marker. Jak byłam małą dziewczynką, widząc jak mama maluje się szminką, chciałam ją naśladować. Zrobiłam to w tak ułomny sposób, że pomalowałam sobie usta.. swoim czerwonym flamastrem - obrzydliwe. W każdym razie szminka polega na tym samym. Jest w formie flamastra. Najpierw można nią b. łatwo obrysować kontur ust, a następnie je wypełnić. Jest tak lekka, że jej nie czuć (zupełnie jakby się pomalowało flamastrem). Wtapia się w usta i nie ma żadnych wyczuwalnych śladów. Nawet na kubkach, czy szklankach nie pozostawia śladu. Każda inna szminka zostawia na ustach powłokę, ta nie :) Szminkę kupiłam w kolorze 'shy red'. Ostatnio spodobały mi się czerwone szminki, wydaje mi się, że mi pasują. Poniżej przedstawiam żałosną próbę sfotografowania moich ust oraz kilka ujęć samej szminki :)


 


Jeszcze jedną interesującą rzeczą, którą 'zdobyłam' jest lakier z firmy essence ( 1,50 euro). Jest to przeźroczysty lakier, który zamienia każdą powierzchnię na matową. Wypróbowałam. Faktycznie, każdy lakier na paznokciach, który pociągnęłam tym nowym lakierem stał się absolutnie matowy. Naprawdę godne polecenia :)



Related posts

 
MOBILE