Jest zatem niedzielny ranek (no dobra, południe) a ja sobie siedzę sama w domu, piję moje najukochańsze cappuccino z milką i jem ulubione śniadanie (proste: bułka z dżemem). Łukasz wybył na zakupy, później pójdzie na siłownie. Ja będę mogła trochę posprzątać i poduczyć się aparatu. No właśnie, postanowiłam ostatnio nie kupować ciuchów i raz na jakiś czas kupić coś bardziej wartościowego. I stało się, spełniło moje marzenie.... piękna, super, mająca wszystko lustrzanka :) Dzięki moim oszczędnością, dobrej passie finansowej w pracy, mogłam zamknąć "ryjka" durnemu sprzedawcy w Saturnie mówiąc "płacę gotówką" (chciał mnie wysłać chyba już na raty).
Skończyłam wczoraj czytać świetną książkę "Greywalker". Przez nią nie potrafiłam nic innego robić, mój aparat leżał samotnie na stole, w domu powstał niezły nieład, bo ja nie potrafiłam się oderwać od książki. Coraz częściej mi się to zdarza (wracam do starych przyzwyczajeń). Od wakacji przeczytałam już sporo książek (które teraz walają się po domu i nie mam ich gdzie upchać). Mam już kupioną kolejną, ale obiecałam sobie, że nie tknę jej aż do wyjazdu. Muszę (!) się nauczyć przynajmniej podstawowej obsługi mojego aparatu, gdyż chcę go zabrać nad morze. Ale dla pewności zabiorę jeszcze zwykłą cyfrówkę :) Oki, śniadanie prawie skończone, częścią dżemu z bułki pobrudziłam klawiaturę, więc koniec pisania na dziś. Wkleję kilka aktualnych i zaległych zdjęć :)


Sesja zdjeciowa w wykonaniu Łukasza na wieży widokowej w Orłowie.
nie "Kolibach" tylko "Kolibkach"
ReplyDeletew Kolibach.
ReplyDelete